Gorące owacje powitały plejadę hollywoodzkich gwiazd na czerwonych schodach Pałacu Festiwalowego w Cannes. W błyskach fleszy kroczyła Kristen Stewart, której towarzyszył jej ekranowy partner ze sławnej "Sagi Zmierzch" - Robert Pattinson. Tym razem jednak 22-letnia Stewart gra - podobnie jak Kirsten Dunst i Viggo Mortensen - w pierwszej ekranowej adaptacji kultowej powieści pokolenia beatników - "W drodze" Jacka Kerouaca.
Wielu twórców twierdziło, że powieści "W drodze" nie da się przenieść na ekran. Francis Ford Coppola przymierzał się do tego już od kilkudziesięciu lat - w końcu zrezygnował. Na adaptację odważył się znany Brazylijczyk Walter Salles, który przygotowywał się do tego przedsięwzięcia przez sześć lat. Coppola jest jednym z producentów filmu. Rezultat jest jednak - zdaniem wielu obserwatorów - prawdopodobnie odwrotny od zamierzonego. Salles twierdzi, że "W drodze" to powieść bardzo aktualna, bo młodzi ludzie są spragnieni wolności, podroży i swobody obyczajowej. Na ekranie widać jednak raczej ostateczny "pogrzeb" pokolenia beatników: swoboda seksualna i narkotyki są źródłem cierpień, przyjaźń nie wytrzymuje przeciwności losu, większość bohaterów jest zagubiona. Okazało się zatem, że kultową powieść można przenieść na ekran - ale raczej jako krytykę epoki beatników, bo film nie wywołuje żadnej tęsknoty za "utraconym rajem". Podoba się to tym festiwalowym gościom, którzy obawiali się opowieści przepełnionej nostalgią. Według Viggo Mortensena dobrze stało się, że w filmie widać ciemne strony "życia z prędkością 100 kilometrów na godzinę", bo dzięki temu cała historia jest bardziej "zrównoważona" i "mniej hollywoodzka". Salles wyjaśnił natomiast, że najważniejsze jest to, iż bohaterowie nie boją się poznawać świata w sposób bezpośredni, prowadzić takie życie, jakie chcą.
Zwiastun filmu "W drodze"
Mieszane recenzje zebrał również pokazany w Cannes dreszczowiec "Killing them softly" z Bradem Pittem. Cześć festiwalowych bywalców twierdzi, że to arcydzieło: pierwszy gangsterski dreszczowiec, który ma bardzo wyraźny i głęboki kontekst polityczno-ekonomiczny. Inni narzekają natomiast, że film jest za długi, "przegadany" i po prostu nudny. Nie podoba się im również to, że jest w nim dużo okrutnej przemocy. Na ekranie jest przemoc, bo po prostu żyjemy w świecie pełnym przemocy. Filmy muszą opisywać naszą rzeczywistość - tłumaczy Brad Pitt. Przypomnijmy, że pojawienie się tego ostatniego na czerwonych schodach Pałacu Festiwalowego w Cannes wywołało zbiorową histerię. Dziesiątki tysięcy fanów oblegały ze wszystkich stron Pałac Festiwalowy, niektórzy wchodzili na drzewa i przyniesione specjalnie drabinki, by choć z daleka zobaczyć hollywoodzkiego gwiazdora. Przed premierowym pokazem amerykański aktor zasugerował, że świat gangsterów pokazany w dreszczowcu "Killing them softly" jest alegorią żądnej zysków finansjery, która doprowadziła do światowego kryzysu.
W piątek festiwalowym gościom zostanie pokazany inny niecierpliwie oczekiwany film tegorocznej canneńskiej imprezy - dreszczowiec "Cosmopolis" Davida Croneneberga z Robertem Pattinsonem w roli młodego miliardera. W czasie niedzielnej ceremonii wręczenia nagród, okaże się natomiast, kto w tym rok zdobył Złotą Palmę.