Reprezentacja koszykarzy szykuje się do Eurobasketu. W najbliższy weekend kadra Mike’a Taylora rozegra pierwsze sparingi. Naszą reprezentację wzmocnił niedawno Amerykanin A.J. Slaughter. Dostał obywatelstwo, choć z Polską nie ma wiele wspólnego. Amerykanie w biało-czerwonej koszykarskiej kadrze to jednak żadna nowość.

Światowa federacja pozwala, by w każdej drużynie grał jeden naturalizowany zawodnik. Teraz wybór padł na A.J. Slaughtera - to pomysł trenera kadry Mike’a Taylora, który potrzebował zawodnika mogącego rozgrywać bądź też grać na pozycji niskiego skrzydłowego. Takie warunki spełnia Slaughter, który w Europie występuje od 2010 roku. Ostatni sezon spędził w Panathinaikosie Ateny. Kilka tygodni temu przeniósł się do Turcji. Wcześniej grał we Francji czy Belgii. Zanim trafił na Stary Kontynent, próbował sił w drafcie do NBA. Został jednak pominięty. W Polsce nie grał nigdy. Nie ma z naszym krajem praktycznie nic wspólnego poza tym, że trener Taylor widzi dla niego miejsce w reprezentacji na Eurobasket 2015.

Lider reprezentacji Marcin Gortat, bez wątpienia najlepszy koszykarz w kraju, cieszy się z powołania Slaughtera do kadry. Moja kariera koszykarska jest bliżej końca niż początku. Jakie wzmocnienia reprezentacja zrobi, żeby osiągnąć sukces, to dla mnie mało ważne. Ja chcę ten sukces osiągnąć i zrobię wszystko, by to zrobić, a jeśli ktoś jeszcze może mi w tym pomóc, to ja taką osobę zaakceptuję. OK, nie jest to zawodnik, który ma żonę Polkę jak w przypadku innych koszykarzy, ale może nam pomóc. Jeżeli kolejnych 10-15 zawodników może się na przestrzeni lat czegoś od niego nauczyć, to bardzo dobrze. To nie jest tak, że za przyjazd dostał ciężarówkę złota. Dostał paszport, który oczywiście ułatwi mu grę w Europie i większe zarobki w przyszłości. On nic złego nam nie zrobi. Jest tu, żeby pomóc. To świetny koszykarz, a na pozycjach, na których gra, potrzebowaliśmy wzmocnień - zapewnia środkowy Washington Wizards.

Obecność Slaughtera w reprezentacji nie robi dużego wrażenia, być może dlatego, że przed nim w biało-czerwonych barwach grało już pięciu Amerykanów. Zaczynał Joe McNaull. Trafił do Polski w 1996 roku i grał w naszym kraju z przerwami przez 12 lat - m.in. w Stargardzie Szczecińskim, Wrocławiu czy Sopocie. Lubiany, popularny koszykarz grał w eliminacjach mistrzostw Europy 2001 i 2003. W tym czasie po naszych parkietach biegał już Jeff Nordgaard. Obywatelstwo dostał już w 2003 roku, później walczył w eliminacjach Eurobasketu 2007 w kadrze Andreja Urlepa. Wcześniej w reprezentacji oglądaliśmy też Erica Eliotta.

Z pewnością najwięcej dał jednak reprezentacji Thomas Kelati. Był niekwestionowaną gwiazdą naszej ligi. W 2011 roku grał w kadrze na mistrzostwach Europy na Litwie i był jednym z liderów drużyny. Ożenił się z Polką, mają trójkę dzieci. Przez kolegów nazywany jest po prostu Tomkiem.

Ostatnim naturalizowanym nabytkiem koszykarskiej reprezentacji, którego trzeba wymienić, jest David Logan - bardzo dobry koszykarz, który jednak nie ukrywał, że jest mu obojętne, w jakiej gra reprezentacji. Ważne, by się wypromować. Mógłbym grać nawet dla Afganistanu - stwierdził. To nie przysporzyło mu wdzięczności kibiców, choć na parkiecie spisywał się bez zarzutu. Zagrał dla nas w Eurobaskecie w 2009 roku, odbywającym się zresztą w Polsce.

Teraz pora na Slaughtera. Choć jego obecność w reprezentacji nie budzi wielkich kontrowersji. Dużo bardziej zacięta jest dyskusja w świecie fanów siatkówki, która dotyczy powołania do reprezentacji Kubańczyka Wilfrieda Leona. Przyjmujący ma już nasze obywatelstwo. Teraz pytanie, kiedy będzie mógł zagrać w kadrze i jak ewentualne powołanie przyjmą kibice. Nie wszyscy są na "tak". Siatkówka jeszcze takiego precedensu się nie doczekała. Koszykówka zna to od lat, podobnie jak reprezentacja piłkarska, w której grali przecież Emmanuel Olisadebe i Roger Guerreiro.

(edbie)