Nie, nie chcę pisać o kłopotach komunikacyjnych w przeddzień długiego weekendu, związanych ze znanymi problemami na naszych drogach i torach. Nie zamierzam też nawiązywać do zadań na prędkość drogę i czas, które mogłyby być elementem testu przyrodniczego, zdawanego w tych dniach przez naszych gimnazjalistów. Nie będzie to też tekst o biegach na orientację. Punkt G kojarzy się w końcu tylko z jednym, a dziś rano pojawiły się doniesienia, że punkt ten został wreszcie dokładnie zlokalizowany. Trudno to zbagatelizować tym bardziej, że autorem odkrycia jest Polak.

REKLAMA

Punkt G, nazwany tak na cześć niemieckiego lekarza Ernsta Gräfenberga, który pierwszy raz o nim wspominał, to dla seksuologii cząstka Higgsa i bursztynowa komnata w jednym, najbardziej wrażliwa strefa erogenna, która ma być kluczem do kobiecej satysfakcji seksualnej. Poszukiwania tego punktu trwają od lat 50 minionego stulecia, na początku lat 80 naukowcy z Rutgers University nadali mu nazwę, pod którą występuje do tej pory. Mimo dość ograniczonego obszaru, w którym punkt G miałby się znajdować, nikt nie był w stanie go do tej pory wskazać. Aż do teraz.

Czasopismo "The Journal of Sexual Medicine" publikuje dziś doniesienia profesora Adama Ostrzeńskiego z Instytutu Ginekologii w St. Petersburgu na Florydzie, który twierdzi, że udało mu się punkt G dokładnie zlokalizować. Jego zdaniem, punkt G nie jest punktem w rozumieniu geometrycznym, to struktura anatomiczna składająca się z trzech części i mająca całkiem spore rozmiary: mniej więcej 8,1 mm na 3,6 mm na 1,5 mm. Aha, no i znajduje się w rzeczy samej tam, gdzie wszyscy się go spodziewali.

Ostrzeński, który studia medyczne ukończył we Wrocławiu, a tytuł doktora habilitowanego otrzymał na Uniwersytecie Jagiellońskim sugeruje w swoim artykule, że potwierdzenie istnienia punktu G będzie miało istotne znaczenie dla lepszego poznania i w konsekwencji poprawy życia seksualnego kobiet. Tyle że jego doniesienia nie spotkały się na razie z jednoznacznym entuzjazmem specjalistów. Tygodnik "New Scientist" przytacza na swej stronie internetowej opinie innych badaczy, których zdaniem wnioski Ostrzeńskiego mogą być pochopne.

W czym problem? Badacz z Florydy oparł swoje wnioski na wynikach sekcji, którą przeprowadził na zwłokach 83-letniej kobiety. Zdaniem krytyków to zdecydowanie za mało, by formułować tak ogólne wnioski tym bardziej, że ani stan zdrowia, ani tym bardziej doświadczenia seksualne tej kobiety nie są znane. Niektórzy naukowcy twierdzili tymczasem wcześniej, że punkt G może nie występować u wszystkich kobiet.

Czy to oznacza, że znaleźliśmy się w punkcie wyjścia? Nie sądzę. Kiedy na początku bieżącego roku naukowcy z Uniwersytetu Yale i Rambam Healthcare Campus w izraelskiej Hajfie opublikowali przeglądową pracę podsumowującą 60 lat badań na ten temat, ich konkluzje były mało optymistyczne. Dowodów na istnienie punktu G nie znaleźli. Tymczasem dzisiejsze doniesienia dają nową nadzieję. I to niemałą. Nauka może bowiem na naszych oczach dokonywać istotnego zwrotu. Panie, panowie, amatorskie poszukiwania punktu G nie muszą być skazane na niepowodzenie. Nie ma co ustawać w staraniach. Tym bardziej, że nadchodzi długi weekend. Kto wie, dokąd nas ten zwrot w punkcie G doprowadzi.