Terenowe odziały Narodowego Funduszu Zdrowia otrzymały z centrali wytyczne, by obniżyły wysokość kontraktów na usługi zdrowotne. W niektórych regionach ma to być aż 20 proc. Czy oznacza to, że polską służbę zdrowia czeka całkowita zapaść?
Urzędnicy Narodowego Funduszu Zdrowia zaprzeczają, jakoby były jakiekolwiek pisemne czy ustne wytyczne dotyczące obniżenia kontraktów. Renata Furman – rzecznik NFZ – przyznaje jednak, że centrala prowadziła rozmowy o cięciu kosztów z terenowymi placówkami, ale – jak zaznaczyła - dotyczyły one jedynie administracji.
Z naszej analizy wynika, że może to dotyczyć niewypłacenia ewentualnych premii pracownikom NFZ, może to dotyczyć obniżenia wszystkich kosztów administracyjnych, bo tam - jak podkreśla Renata Furman - są rezerwy.
Jednocześnie przyznaje, że w Funduszu pieniędzy brakuje, bo ściągalność składek na ubezpieczenie zdrowotne jest mniejsza niż zakładały kasy chorych przy zawieraniu umów. W pierwszym kwartale tych pieniędzy jest mniej o 150 mln złotych - mówi Furman.
Tę wielomilionową dziurę w budżecie zawdzięczamy Mariuszowi Łapińskiemu, który, gdy był jeszcze ministrem zdrowia, bardzo optymistycznie założył niemal 100-proc. ściągalność składki. Na papierze wszystko się zgadza, ale w rzeczywistości już nie.
Czy oznacza to, że polską służbę zdrowia czeka całkowita zapaść, posłuchaj relacji reportera RMF Pawła Świądra:
06:20