250 hektarów lasów strawił potężny pożar, jaki nawiedził słowacką część Tatr. Ognia nie zdołał zgasić całkowicie nawet nocny deszcz. Na miejscu wciąż pracują strażacy, którzy walczą z utrzymującymi się jeszcze ogniskami pożaru.
Słowaccy strażacy dogaszają jeszcze to, czego nie zdołał zgasić nocny deszcz. Najgorsza sytuacja była, gdy płomienie zbliżały się do stacji benzynowej. Ogień udało się powstrzymać dopiero 30 metrów przed zbiornikami z paliwem. Konieczna była także ewakuacja pacjentów sanatoriów. Posłuchaj relacji Macieja Pałahickiego:
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Otwarto już dla turystów większość szlaków, zamknięte pozostaną te od Szczyrbskiego Jeziora do Hrebienioka. Cofnięto także zakaz wstępu do lasu.
Pożar przypuszczalnie wywołał niedopałek wyrzucony przez turystę z przejeżdżającego samochodu. Początkowo ogień objął pięć hektarów, ale porywisty wiatr szybko rozprzestrzeniał go w stronę Nowego Smokowca oraz na niezniszczone przez zeszłoroczny huragan lasy na południowych zboczach Sławkowskiego Szczytu.
Pożar pochłonął ponad 250 hektarów lasu. Straty szacowane są na miliard koron, czyli ponad 100 milionów złotych. Prawdopodobnie jednak będą one większe – spłonęły chętnie odwiedzane przez turystów cenne rezerwaty przyrody. Na szczęście nikt nie ucierpiał.