Świat musi się przygotować na wywołaną koronawirusem z Wuhanu pandemię COVID-19, ale Światowa Organizacja Zdrowia obecnej fali zachorowań jeszcze pandemią nie nazywa. Zdaniem szefa WHO, Tedrosa Ghebreyesusa wirus SARS-CoV-2 ma jednak potencjał, by taką pandemię wywołać. Za szczególnie niepokojącą uznaje przy tym szybko wzrastającą liczbę przypadków choroby poza Chinami, we Włoszech, w Iranie i w Korei Południowej. Jeśli tych ognisk choroby nie uda się opanować, WHO prawdopodobnie zdecyduje się stan pandemii ogłosić.
Szybkie zwiększanie się liczby zarażonych we Włoszech, Iranie i Korei Południowej sugeruje, że nie do końca działają procedury identyfikacji osób, które mogą być zakażone i mogą być źródłem kolejnych zakażeń.
WHO nie chce użyć słowa pandemia, by nie budzić niepotrzebnej paniki. Twierdzi, że choroba szybko się rozprzestrzenia, ale związana z nią śmiertelność nie jest duża, sięga 2,3 proc., zaś 80 proc. zdiagnozowanych przypadków przebiega łagodnie, czasem bez zapalenia płuc, a czasem nawet bez szczególnych objawów.
To co zmniejsza ryzyko, utrudnia jednak równocześnie odkrycie łańcuchów infekcji. Niektórych przypadków poza Chinami nie da się konkretnie z niczym powiązać.
Są opinie, że wirus może z czasem rozejść się po świecie i towarzyszyć nam trochę tak, jak wirus grypy. O takiej możliwości wspomina, cytowany przez portal "The Atlantic" epidemiolog z Uniwersytetu Harvarda Marc Lipsitch.
Jego zdaniem w ciągu najbliższego roku wirusem SARS-CoV-2 może się zarazić nawet od 40 do 70 proc. ludzi na świecie. To absolutnie nie oznacza jednak, że osoby te poważnie zachorują. W większości przypadków mogą przejść infekcję łagodnie, a nawet nie odczuwać żadnych konkretnych objawów. Wszyscy zgodnie podkreślają, że póki to możliwe warto maksymalnie opóźniać rozprzestrzenianie koronawirusa, choćby po to, by dać sobie więcej czasu na przygotowania, szczególnie w krajach o niższym poziomie opieki zdrowotnej.
Chińscy naukowcy opublikowali na łamach czasopisma "JAMA" najnowsze wyniki analiz przypadków infekcji koronawirusem. Opierają się na ponad 72 tysiącach przypadków, do 11 lutego.
Te przypadki były diagnozowane na różny sposób, 62 procent z nich potwierdzono z pomocą testów, pozostałe na podstawie objawów i kontaktu z innymi zakażonymi. Aż 87 proc. pacjentów, u których zakażenie potwierdzono w testach, to były osoby w wieku od 30 do 79 lat, niespełna procent to dzieci poniżej 9 lat. 80 proc. przypadków określono jako łagodne, 14 proc. tych pacjentów było w stanie poważnym, 5 proc. w krytycznym.
Ogólna śmiertelność sięgała 2,3 procent, nie było przypadków śmierci wśród dzieci do 9 lat, śmiertelność po 70. roku życia rosła do 8 proc., po 80. roku życia do niemal 15 proc., 3,8 procent wszystkich potwierdzonych przypadków to byli pracownicy służby zdrowia. Pięcioro z nich zmarło.