Słupki rtęci w termometrach w Wielkiej Brytanii biły wczoraj rekordy. Po drugiej stronie kanału La Manche było najgoręcej w historii. W okolicach lotniska Heathrow meteorologowie odnotowali 37,5 stopnia Celsjusza. Już od kilku zresztą dni temperatura nie spada poniżej 37 kreski.
Brytyjczycy nie są przyzwyczajeni do śródziemnomorskiego klimatu i ratują się przed gorącem na wszelkie sposoby.
Wyspiarski klimat jest znacznie surowszy od kontynentalnego i być może właśnie dlatego w Londynie nie zbudowano odkrytych basenów. Mieszkańcy brytyjskiej stolicy ratują się więc przed gorącem, jak tylko mogą. Pomagają im w tym nieliczne w mieście fontanny oraz sadzawki w parkach.
Po kilkudniowych 36-stopniowych upałach przypominają one jednak – jak mówi londyński korespondent RMF - muliste talerze ciepłej zupy, zarówno pod względem temperatury, jak i czystości wody.
Zmotoryzowani londyńczycy ruszyli w kierunku południowego wybrzeża Anglii, by nad morzem szukać schronienia. Perspektywa wielogodzinnego stania w korkach na rozgrzanej autostradzie skłoniła jednak wielu do pozostania w domach.
Brytyjscy producenci piwa spodziewają się, iż wysokie temperatury oraz równie wysokie pragnienie sprawią, iż Brytyjczycy wypiją w ten weekend dodatkowo 3 mln butelek tego napoju.
Tropikalnym upałom na Wyspach towarzyszą też silne burze zwłaszcza w północnej i środkowej części kraju. W mieście Birmingham piorun uderzył w grupę wypoczywających ludzi. 14 osób zostało rannych. O szczegółach londyński korespondent RMF Bogdan Frymorgen:
05:45