Diabły tasmańskie - największe mięsożerne torbacze - wymierają. Powodem jest rak pyska. W niektórych rejonach Tasmanii wyniszczył on już 90 proc. ich populacji. Jeśli rozwoju choroby nie uda się powstrzymać, wkrótce żywe diabły będziemy oglądać tylko w zoo.
Nowotwór, dziesiątkujący diabły tasmańskie, jest zakaźny i bardzo szybko się rozprzestrzenia. Zwierzęta zarażają się nim, gryząc się z innymi przedstawicielami swojego gatunku. Objawy to olbrzymie narośle w okolicy pyska, uniemożliwiające odżywianie się. System odpornościowy diabłów nie radzi sobie z chorobą.
Rząd próbuje walczyć ze śmiertelnym zagrożeniem dla żywej wizytówki Tasmanii. Główną strategią tej "wojny" jest ubój zarażonych zwierząt. Podobne działania sprawdziły się w przeszłości w przypadku epidemii wśród m.in. jeleni, borsuków, wilków czy bydła. Niestety, tym razem sposób ten jest nieskuteczny. Wielu ekologów podnosi też alarm, że jeszcze przyczynia się on do spadku liczebności diabłów.
Rozważane są więc inne sposoby walki o ocalenie gatunku: program hodowli czy podawanie szczepionki przeciw rakowi. Jeśli żaden z nich nie przyniesie rezultatów, diabły tasmańskie, przynajmniej te żyjące na wolności, mogą wyginąć.