1. Szczelina
Francja - "najstarsza córa Kościoła" oraz "rewolucyjna córa Koryntu" - chciałaby na prezydenta "liberała centrystę" Emmanuela Macrona, albo "skrajnie prawicową" Marie Le Pen. Jeśli chodzi o głównych kandydatów do drugiej tury, to ci idole postępowców i konserwatystów idą niemal łeb w łeb. Innymi - siłą rzeczy - zajmować się nie ma sensu, bo w takich wyborach, jak w zawodowym sporcie, liczy się tylko pierwsze miejsce. Więc mamy tych dwoje i więcej nic. Jednak chciałoby się wcisnąć kogoś wirtualnego pomiędzy te główne postacie francuskiej polityki. Oczywiście nie myślę o reszcie przegranych, ci - jak mówiłem - to już przeszłość. Nie mają żadnego znaczenia, także dla mnie, nikogo mi nie żal.
Myślę o innej szczelinie pomiędzy dwojgiem liderów, i tu chcę uciec od tradycyjnej, dziennikarskiej wizji polityki. Mam na myśli "szczelinę istnienia" rodem z filozoficznej książeczki Jolanty Brach-Czainy, tomiku, który wywarł na mnie przemożny wpływ, przeczytany z ołówkiem w ręku ponad dwie dekady temu. Te przecinki, nomen omen, w lesie liter otwierają się na inny wymiar - metafizyczny. Oczywiście konkret metafizyczny może kryć i może demonstrować sens, którego nikt nie podejmuje. Ale to nie znaczy, że tego sensu tam nie ma. On czeka na odkrycie i podjęcie. Zdolny wyjaśniać, czym jest istnienie, także nasze - tłumaczyła autorka. Czym jest, czym mogłaby być, ta "szczelina metafizyczna" w dominujących interpretacjach wyborów we Francji? Mnie się jawi jako poszukiwanie wymiaru transcendentalnego, metapolitycznego, który ma się tak do polityki jak metafizyka do fizyki. A skoro mam się, zgodnie z sugestiami Jolanty Brach-Czainy, zajmować konkretem, ujawnię teraz, co było dla mnie wczoraj inspiracją, więcej - iluminacją, która otworzyła przede mną nową możliwość spojrzenia na francuską elekcję.
2. Refleks
Wracałem z popołudniowej Mszy św. z klasztoru w Mogile asfaltową alejką na skarpie z widokiem na rudo-zielone morze Łąk Nowohuckich i spojrzałem w grafitowo pochmurzone niebo. Nagle ujrzałem słoneczne pęknięcie w niemal jednolitej ciemnej materii chmur. Z tego rozdarcia tryskały złociste strugi, proste i cienkie druciki światła. Na początku było oczarowanie. Refleksja jak refleks innego, jasnego świata przyszła już w moim mieszkaniu. I towarzyszyła mi przez cały wieczór. Szukałem w zwartej ścianie wiadomości z Paryża i na temat Francji podobnego rozwarcia ku innej iluminacji.
Oczywiście muszę tu nieco przygasić mój romantyczny entuzjazm, bowiem kierowała mną także zwyczajna ciekawość. Ileż można słuchać i czytać podobnych, przewidywalnych komentarzy, kalkomanii lakonicznych plotek i czytelnej ideologii? Szukałem więc w Internecie jakichś wyrw w tej sztampie, czegoś szalonego, wypowiedzianego przez kogoś na tyle niespełna (porewolucyjnego, postoświeceniowego) rozumu, że nigdy nie zostanie zacytowane w oficjalnych komunikatach, w tym - tak nadużywanym - pojęciu "głównego nurtu". Twitter dostarcza wielu takich "skandali" ubranych w zwartą aforystyczną formę, co mi szczególnie odpowiadało. To były właśnie literalne odpowiedniki symbolicznych słonecznych wektorów, strzał światła spadających na ziemię z niebiańskiej szczeliny istnienia. Jeden z wybranych przeze mnie tweetów, opatrzonych odpowiednim do tematu hasztagiem, brzmiał wystarczająco inaczej: Św. Wojciech jest patronem współpracy i jedności duchowej chrześcijańskiej Europy. Czyż to nie symbol w dniu, kiedy #FrancjaWybiera? Inny, jeszcze bardziej prowokacyjny wobec dominującej dziś, postępowej narracji, a podpisany znaczącym nazwiskiem Alina Petrowa, napominał: Mistyczka Marta Robin przepowiedziała, że problemem i powodem upadku Francji będą przywódcy, których sama wybierze. Oby nie. Do mojej kolekcji włączyłem także "monarchistyczną prowokację", oryginalne pytanie: Po co właściwie Francja wybiera, skoro ma króla - pretendenta do tronu jako Ludwik XX?
Połączyły mi się w głowie te trzy tweety i tak powstała wystarczająco "skandaliczna" wirtualna sytuacja. W metapolitycznej szczelinie istnienia objawiła się symboliczna niedziela św. Wojciecha, w którym to dniu Francja kontestuje "demokratycznych" kandydatów i w geście konserwatywnej kontrrewolucji, inspirowanej przepowiednią mistyczki Marty Robin, wprowadza na tron Ludwika Alfonsa Burbona! Do Europy powraca duch chrześcijańskiego średniowiecza. Do grobu świętego męczennika pielgrzymują przywódcy przemienionej Europejskiej Unii, tak jak w 1000 roku gnieźnieński sarkofag św. Wojciecha nawiedzał Niemiec, Cesarz Zachodu Otton III. Wspólnota europejska staje się jednym wielkim "ogniskiem miłości" z wizji francuskiej stygmatyczki Marty Robin, a Ludwik Alfons Burbon, prawnuk hiszpańskiego dyktatora Francisco Franco, zaprowadza we Francji monarchię absolutną. Islamiści uciekają z Europy w popłochu, Morze Śródziemne zaroiło się od emigrantów płynących w odwrotną stronę. Fragment ze słynnej proroczej książki Francuza Jeana Raspaila "Obóz świętych", należy już czytać na wspak, à rebours, bo oto ta sama peregrynacja, którą obserwowaliśmy od lat, tyle że w kierunku Maghrebu, Libii i Bliskiego Wschodu: W chwili obecnej opinia publiczna może być pewna losu tej flotylli imigrantów. Odnaleziona dzięki dobrej pogodzie (tu podano długość i szerokość geograficzną jej położenia) kontynuuje rejs; wydaje się, że na jej pokładzie wszystko przebiega normalnie, a jej prędkość sięga dziesięciu węzłów. Nasze samoloty, które przez cały dzień krążyły nad flotyllą, nie otrzymały żadnej prośby o pomoc, ani o dalszą asystę powietrzną. Czy muszę dodawać, że w tych dniach polityczna poprawność odchodzi do lamusa przebrzmiałych ideologii, kulturowy marksizm zostaje zakazany, a na uczelniach królują spory neoscholastyczne, dostosowane rzecz jasna do wymogów współczesnego świata. Zachodzi słońce Oświecenia.
3. Soumission
Spokojnie, postępowcy wszystkich krajów, w reakcji na to wszystko łączący się, to tylko pastisz! Nie jestem monarchistą. To tylko ćwiczenie w wyobraźni. Laboratorium form historycznych. Prawda "objawiona" w codziennym piekle postprawdy. Konserwatyzm także ma swoje ekstremalne ekscesy. Le Pen nie jest wcale skrajną prawicą! Zawędrowałem w wyobraźni jeszcze bardziej na prawo. To, co napisałem, jest odwrotnością wizji Michela Houellebecqa z jego powieści "Uległość": Front Narodowy, mający 34,1 procent głosów, zdecydowanie prowadził, ale tego można się było spodziewać; od miesięcy zapowiadały to wszystkie sondaże, a w ciągu ostatnich tygodni kampanii kandydatka skrajnej prawicy jeszcze poprawiła swój wynik. Natomiast plasujący się za nią kandydaci Partii Socjalistycznej z 21,8 procent głosów i Bractwa Muzułmańskiego z 21,7 procent szli praktycznie łeb w łeb; różnica między nimi była tak minimalna, że sytuacja mogła, a nawet powinna się odwrócić, i to parokrotnie w ciągu wieczoru, w miarę napływania wyników z lokali wyborczych w dużych miastach i w Paryżu. Kandydat prawicowy uzyskał 12,1 procent i znalazł się definitywnie za burtą.
Jak wiemy z lektury powieści Houellebecqa w wyborach w 2022 roku triumfuje w końcu Bractwo Muzułmańskie, a prezydentem z jego ramienia zostaje prezydent Mohammed Ben Abbe. Moja ekstrapolacja przebiega w odwrotnym - katolicko-tradycjonalistycznym, monarchistycznym- kierunku i jest bardziej radykalna, bo dopuszcza w ogóle skasowanie demokracji. Co się stanie we Francji, co się zdarzy w Europie za te pięć lat, nie przewidzi najnowocześniejszy komputer, tu trzeba ludzi obdarzonych niezwykłymi nadnaturalnymi mocami, potrafiącymi wcisnąć stopę w uchylone drzwi rzeczywistości, włożyć głowę w rozdarcie w nieboskłonie. A ja teraz, jak niewierny Tomasz, wkładam palce w inną szczelinę istnienia jak w Chrystusową ranę. Posługuję się nadal transcendentalną symboliką, ale tym razem fizyczny, finansowy konkret mam na uwadze.
4. Stratfor
Jestem subskrybentem Stratfora, jak mówią "internetowego cienia CIA", więc zaglądam do raportu jeszcze sprzed pierwszej tury, który mi spłynął z wirtualnymi wodami Sekwany na moją mailową skrzynkę. Tekst nosi tytuł "Rosja: kampanie na rzecz prezydentury we Francji." Czytamy w nim, że z czterech wiodących kandydatów na francuskiego przywódcę, to Marine Le Pen z Frontu Narodowego jest zdecydowanie największą entuzjastką przyjaźni z Rosją. (W jednym z komentarzy na Facebooku nie wytrzymałem i skomentowałem zdjęcie tej francuskiej Marusi w ruskim stroju: Liepien dołączyła do Diepardiejewa. Kreml im w ser ... francuski.)
W marcu Le Pen pojechała do Moskwy, aby spotkać się z rosyjskim prezydentem Władimirem Putinem. Autor opracowania dostrzega, że unijny sezon wyborczy to ważna okazja do politycznych kampanii, nie tylko dla samych uczestników tych wyścigów o władzę, ale także dla Kremla. Kilku przywódców i kilka rządów na całym świecie oskarżyło Moskwę o koordynowanie w ciągu ostatniego roku kampanii dezinformacyjnych, mających na celu wywieranie wpływu na sprawy polityczne innych państw. Kreml wydaje cztery razy więcej kasy na działania medialne za granicą. Tak skonstruował tegoroczny budżet federalny. Przy czym połowa przewidywanych wydatków jest oznaczona jako poufna. Przewodniczący Dumy Wiaczesław Wołodin, czołowy rosyjski strateg polityczny, w tym sezonie kampanii w Unii Europejskiej podróżuje po całym kontynencie, spotykając się z przedstawicielami partii nacjonalistycznych, takich jak Alternatywa dla Niemiec.
Teraz Moskwa zwróciła się ku Francji, ponieważ kraj nad Sekwaną przeżywa dwa wyborcze miesiące: prezydencki i parlamentarny. Od kilku miesięcy stugębna plotka głosi, że Rosja wtrąca się w wybory w innych państwach, głównie poprzez kampanię dezinformacyjną w mediach społecznościowych. ("Fejsikowcy" i "twitterowcy" miejcie się na baczności - także w Polsce, choć u nas wybory jeszcze za horyzontem!) Zarzuty te - jak zauważa Stratfor - nie są szczególnie zaskakujące, bo Rosja jest zainteresowana pogłębianiem podziałów w Unii Europejskiej jako całości. I teraz prawdopodobnie próbuje politycznie mieszać w jednym z najważniejszych państw członkowskich Wspólnoty. Nie należy jednak przeceniać możliwości Rosjan - podkreśla amerykański raport. Dla Kremla stawka w grze o Francję jest wysoka. Moskwa postrzega Paryż jako potencjalną przeciwwagę nie tylko wobec Niemiec w Unii Europejskiej, ale także przeciwko Stanom Zjednoczonym w NATO. Francja jest ponadto istotnym uczestnikiem w negocjacjach w sprawie konfliktu we wschodniej Ukrainie. To przecież jeden z czterech członków procesu pokojowego w tzw. formacie normandzkim.
Wybory nad Sekwaną dają więc rosyjskiemu rządowi szansę na wygraną polityków sympatyzujących z Kremlem, albo przynajmniej na wywołanie we Francji wystarczającego chaosu, aby w niedalekiej przyszłości kraj ten skoncentrował się na własnych problemach. Stratfor zresztą zauważa, że Francja już jest głęboko podzielona, więc tym bardziej narażona na wpływy Rosji. Portal pisze przy tym, że każdy z czterech kandydatów - Marine Le Pen, Emmanuel Macron, Francois Fillon i Jean-Luc Melenchon - ma inne podejście do Rosji. Centrysta Macron otwarcie krytykował Kreml, a lewicowiec Melenchon zakwestionował unijne sankcje wobec Moskwy. Fillon, który ma bliskie relacje z rosyjskim prezydentem Władimirem Putinem datujące się jeszcze z czasów kiedy obaj byli premierami, potępił sankcje i wezwał Zachód do współpracy z Rosją w Syrii. Jednak z grona faworytów w wyborach to skrajnie prawicowa Le Pen jest najbardziej entuzjastycznym zwolennikiem Rosji. Poza wezwaniem do zniesienia sankcji wobec tego kraju, zobowiązała się wycofać Francję z Unii Europejskiej i ze strefy euro, co -zdaniem amerykańskiego analityka- jest wodą na młyn Kremla, liczącego na dezintegrację Wspólnoty i rozpad na poszczególne bloki.
Co ciekawe Kreml nie poparł w szczególności żadnego kandydata, chociaż państwowe media rosyjskie wsparły zwłaszcza Le Pen, a także tych pretendentów którzy wyrażają poglądy Moskwy na temat Zachodu. Główne rosyjskie agencje - "Sputnik" i "Russia Today" - poświęcały bardzo wiele uwagi liderce Frontu Narodowego w swoich francuskojęzycznych audycjach. Szef paryskiego biura "Sputnika" tłumaczył specjalne traktowanie Le Pen niechęcią innych kandydatów do udzielania wywiadów. Zarzekał się, że lansowanie tej pretendentki to nie była rosyjska propaganda, a próba przedstawienia francuskim widzom informacji o wyborach pod "innym kątem". Tak czy inaczej - konstatuje Stratfor- Le Pen cieszyła się taką właśnie dodatkową promocją. Trzeba jednak podkreślić, że dla większości kandydatów, walka o utrzymanie więzi z Rosją jest jednym z priorytetów. Zresztą Francja już od czasu zakończenia II wojny światowej prowadziła niezależną politykę zagraniczną, starając się zachować równowagę w stosunkach z Rosją i Stanami Zjednoczonymi. Ponadto Fillon i Le Pen podzielają również pogląd prezydenta Rosji Władimira Putina na kwestie społeczne.
Grając "konserwatywną" rosyjską kartą próbują uzyskać poparcie wyborców katolickich we Francji. Jak ludzie na Zachodzie są przez Rosjan tumanieni tym rzekomym "tradycjonalizmem" reżimu wyjaśnię za chwilę. Mam nadzieję, że Francuzi nie oddadzą swojej wolności za ułudę "stabilizacji", której gwarantem ma być Rosja! Wygląda na to, że na szczęście wciąż nie jest to możliwe. Sceptyczny wobec takiego scenariusza jest cytowany przeze mnie raport amerykańskiego portalu Stratfor na temat efektywności rosyjskich dezinformacyjnych kampanii podczas wyborczej rywalizacji we Francji. Przywołam jeszcze fragmenty artykułu, mówiącego o tym, jak kremlowskie "przekaziory", "szczekaczki" takie jak "Sputnik" czy "Russia Today", lansowały Marine Le Pen kosztem innych kandydatów. Stratfor podkreśla jednak, że niewielu Francuzów zajmuje się rewelacjami tych propagandowych ośrodków. W rezultacie Kreml podobno zaangażował się bardziej w media społecznościowe, aby rozpowszechniać swoje wiadomości gdzie tylko się da, zapełniając "social media" fałszywymi informacjami.
Redaktor naczelny francuskiej gazety "Le Monde" powiedział niedawno w wywiadzie, że taka taktyka nie jest niczym nowym, ale pojawienie się Internetu i social media zwiększyło jej skuteczność. "Le Monde" utworzył nawet nowy zespół pracowników zajmujących się wyłącznie "debugowaniem", czyli z angielska "odrobaczaniem", komputerową selekcją fałszywych historii i opracowaniem oprogramowania online, które pomaga czytelnikom weryfikować źródła. Facebook podobno zamknął około 30 000 kont we Francji przy użyciu nowego algorytmu, opracowanego w celu wykorzenienia oszukańczych profili, mających na celu po prostu przesyłanie dezinformacji. Nawet Kreml poniekąd przyznał się, że istnieje taki problem. Kiedy francuska satyryczna gazeta "Le Canard Enchaine" opublikowała historię opowiadającą, że Fillon otrzymał od rosyjskiego rządu w 2015 r. 54 000 dolarów na zorganizowanie spotkania między Putinem, libańskim miliarderem i prezesem Total SA, Moskwa odrzuciła to jako "fałszywe wiadomości". Wbrew temu, co się otwarcie głosi w "głównym nurcie", Stratfor przyznaje, że poza kampaniami medialnymi i spotkaniami, nie ma konkretnego dowodu, iż Kreml popiera finansowo Le Pen i jej partię. Wprawdzie mówi się, że Front Narodowy w ciągu ostatnich trzech lat otrzymał od małego banku rosyjskiego 10-milionowy kredyt (chodzi o First Czech Russian Bank, którego poprzedni właściciel znajduje się na liście amerykańskich sankcji), jednak do tej pory jest to jedyna sugestia, że Rosjanie finansują partię Marine Le Pen. Ten całkowity brak dowodów nie jest zaskakujący - pisze Stratfor - biorąc pod uwagę tradycyjną dyskrecję Rosji w sprawach powiązań politycznych za granicą.
Stratfor przypomina, że władze w Moskwie starannie ukrywały swoje finansowe wsparcie dla obcych ruchów politycznych, takich jak francuskie i amerykańskie partie komunistyczne podczas Zimnej Wojny. Szczegóły wypłynęły dopiero po upadku Związku Sowieckiego. Swoją drogą to bardzo intrygujące, że kiedy dawniej Kreml popierał komunistów, dziś wspiera także konserwatystów. W każdym razie z wyników po pierwszej turze można wyciągnąć wniosek, że Rosja nie była w stanie na razie aż tak pomóc tradycjonalistce Le Pen i tak mocno zaszkodzić liberałowi Macronowi. Ten ostatni twierdzi, że Rosja dyskredytowała go poprzez rozpowszechnianie teorii spiskowych w mediach społecznościowych o jego finansach i życiu prywatnym. "Sputnik" wywołał plotki o seksualności tego kandydata francuskiego głównego nurtu politycznego. Krążyły też o nim opowieści, że jest agentem USA. Emmanuel Macron musiał dementować wieści, jakoby od czasu, gdy w 2007 roku poślubił Brigitte Trogneux, kobietę starszą od niego o blisko ćwierć wieku, pozostawał w pozamałżeńskim związku homoseksualnym. Stratfor przewiduje, że Moskwa prawdopodobnie nie będzie w stanie wywrzeć większego wpływu na francuskich wyborców, pomimo swoich starań. Może jednak uczynić proces polityczny bardziej gorączkowym i niestabilnym.
5. Zepsuta konserwa
Dlaczego Rosja popiera zachodnioeuropejską prawicę? Z jakiego powodu konserwatyści na Zachodzie są tak wpatrzeni w Rosję Putina? To kwestia nowej strategii Kremla i manipulacji, której ulega prawica, traktując komunistyczny reżim w Moskwie jako obrońcę tradycji przed zgniłym liberalizmem. Znakomitą dekonstrukcję, rozbrojenie tej miny proponuje . Jej gospodarzem jest niejaki Jeffrey Nyquist, moim zdaniem jeden z najciekawszych konserwatywnych myślicieli politycznych naszych czasów, a mimo to szerzej nieznany. Ja odkryłem tego intelektualistę dzięki znakomitej polskiej stronie Wydawnictwa Podziemnego. Tam kupiłem przed laty i przeczytałem po polsku książkę Nyquista zatytułowaną "Koń trojański". Jak zawsze powtarzam, dla mnie marginesy i peryferie medialne są o wiele bardziej twórcze niż "centralny" obraz naszej mediokracji.
W artykule "Błędne odczytanie Putina" Nyquist polemizuje ze sławną amerykańską pisarką konserwatywną, ostrą felietonistką i komentatorką polityczną Ann Coulter, nazywaną republikańskim odpowiednikiem lewaka Michaela Moore'a (kojarzycie? - tego od "Zabaw z bronią"). Nyquist mocno się dziwi, że Ann Coulter porównuje prezydenta Rosji Władimira Putina do byłego nacjonalistycznego przywódcy Chin Czang Kaj-Szeka, czy do chrześcijańskiego, wietnamskiego dyktatora Ngô Đình Diệma. Z kolei - ku zaskoczeniu Nyquista- Christopher Caldwell z tygodnika "Standard" porównał Putina do słynnego tureckiego reformatora, pierwszego prezydenta tego kraju Mustafy Kemala Atatürka. Zdaniem Nyquista, dokonując tych porównań, Coulter i Caldwell ujawniają swoją ignorancję. Bo - jego zdaniem - Putin nie jest ani nacjonalistą, ani antykomunistą. Rezydent Kremla był, jak zresztą sam to określił, komunistą. Jak rosyjski prezydent przyznał w ubiegłym roku: Zawsze lubiłem komunistyczne i socjalistyczne idee. Nyquist analizuje intrygujący kontekst oświadczenia Putina. Przypomina, co Putin mówił wcześniej o Leninie. Otóż, zdaniem prezydenta Rosji, to Lenin był odpowiedzialny za upadek Związku Radzieckiego. Nyquist potakuje. "Tak, to prawda, w pewnym sensie." Ale w jakim? To Lenin nauczył komunistów, aby czynić "dwa kroki w tył" i udawać, że "komunistyczna ideologia nie żyje". Po co? Aby uzyskać koncesje gospodarcze z Zachodu. Polityka ta była znana jako NEP (Nowa Polityka Ekonomiczna).
Oczywiście, Putin tego nie mówi wprost. To są tylko sugestie. Jednak - zdaniem Nyquista- Ann Coulter i Christopher Caldwell popełniają poważny błąd, gdy sugerują, że Władimir Putin jest rosyjskim nacjonalistą lub chrześcijaninem. Władimir Putin nie może być nacjonalistą i nigdy nie był chrześcijaninem. Weźmy pod uwagę taki symboliczny fakt. Przez lata Władimir W. Putin zachował moskiewskie mauzoleum z mumią Włodzimierza I. Lenina. Dlaczego Putin (tak zwany chrześcijanin) kultywuje taką pogańską tradycję? Dlaczego podtrzymuje kult wodza rewolucji bolszewickiej? Przecież - jak przypomina Nyquist - Lenin był wojującym ateistą, wrogiem chrześcijaństwa, przeciwnikiem nacjonalizmu. W artykule zatytułowanym "Socjalizm i religia" Lenin napisał: Religia to opium dla ludzi. Religia jest swego rodzaju duchową gorzałką. Lenin stwierdził dalej: Nasz program opiera się w całości na naukowym, co więcej materialistycznym światopoglądzie. Nasz program więc, z konieczności, zawiera wyjaśnienie prawdziwych historycznych i ekonomicznych źródeł religijnych oparów. Nasza propaganda musi być ateistyczna. Lenin pisał także o konieczności stworzenia raju na ziemi dla uciśnionej klasy w opozycji do fałszywej wizji raju w niebie. Swoją drogą - tu mój komentarz- to gnostycka wizja. (O gnozie politycznej pisał mój ulubiony filozof metapolityczny Eric Voegelin).
Wróćmy do Nyquista. Putin jest - jego zdaniem - oszustem, gdy twierdzi w wywiadzie, że podstawowe postulaty [komunistycznej ideologii] zostały zaczerpnięte z głównych religii. To kłamstwo - twierdzi Nyquist- bo Władimir Putin wie, że komunizm odwraca się od chrześcijaństwa. Mimo to przywódca na Kremlu powtarza, że komunizm wywodzi się z chrześcijaństwa i innych wyznań. Według Putina [komunizm] jest taki sam, jak wiara zawarta w Biblii, czy Koranie. Komunizm też przykazuje: "nie będziesz kraść ", nie będziesz zabijać," nie pożądaj żony bliźniego twego. Wszystkie te komunistyczne zasady mają być rzekomo przepisane z tamtych Ksiąg. Nyquist przypomina, że Lenin - mówiąc delikatnie- nie był zwolennikiem dziesięciu przykazań! Lenin wydał rozkazy tysięcy egzekucji. Nakazywał konfiskatę majątku. Nie przestrzegał prawa boskiego ani ludzkiego.
Putin opowiada się zatem za ideologią leninowską (komunizm). Putin ukrywa prawdę, skrywa skandal, że od początku komunizm był w stanie wojny z chrześcijaństwem. Dlatego tak straszne jest - zdaniem Nyquista- że konserwatywni publicyści amerykańscy- Coulter i Caldwell- nie zauważyli, że wypowiedzi Putina na temat religii zawsze są zwodnicze. Podobnie - jak uważa Nyquist - jego domniemany nacjonalizm jest również kłamliwą maskaradą. Od siebie dodam, że podobna neosowiecka dezinformacja rozpowszechniana jest także w Polsce i to zwłaszcza przez wielu konserwatystów. Według tej fałszywej "oduraczającej" wizji Putin jest Katechonem - czyli według proroctwa św. Pawła- kimś, kto powstrzymuje świat stworzony i zamieszkały przez ludzi przed nadejściem Antychrysta, który będzie zwiastować początek Apokalipsy i zniszczenia świata. Kiedy pytano Putina o truchło Lenina leżące na widoku w samym centrum Moskwy, złożył on następujące intrygujące oświadczenie: Niektórzy mówią, że Mauzoleum Lenina nie odpowiada tradycji. Co właściwie nie odpowiada tradycji? - pyta Putin i dodaje, że komuniści przechwycili tradycję zgodnie z potrzebami czasów.
Nyquist zastanawia się, co to znaczy "przechwycić" tradycję? Co to znaczy uczynić to w zgodzie z "potrzebami czasu"? Amerykanin podkreśla, że to leninowski sposób mówienia. Putin mówi w istocie, że komunizm "przechwycił" religię, a teraz wykorzystuje religię do własnych celów. Wystarczy, że Papież zasugeruje, że jest socjalistą i już nie jest katolikiem. - Zauważa Amerykanin. Wystarczy, że Kościoły protestanckie odeszły od starej nauki i zbliżają się ku komunistycznej koncepcji społeczeństwa. W obecnych warunkach Putin ma wszelkie powody, aby powiedzieć, że religia i komunizm są tym samym. Jego sieć agentów we wszystkich głównych religiach propaguje socjalizm - ostrzega amerykański analityk. I dowodzi, że nacjonalizm Putina też jest oszustwem. To fałszywa ideologia narodowa używana do uszlachetniania Rosjan w okresie przejściowym, w którym komuniści zeszli "do podziemia", aby ich działania były bardziej efektywne pod względem strategicznym, zwłaszcza na Zachodzie. Lenin, którego zmumifikowane zwłoki leżą w centrum stolicy państwa Putina, to jawne przeciwieństwo nacjonalizmu, jego zaprzeczenie.
Wódz bolszewików uważał przecież nacjonalizm za źródło groźnych "podziałów wśród światowego proletariatu", z których korzystała burżuazja. Robotnicy świadomi własnej klasy walczą przeciwko wszelkim nacjonalizmom - napisał Lenin. Człowiek, który nie chce zabrać truchła komunistycznego zbrodniarza z centrum Moskwy, nie może być nacjonalistą. - podkreśla Nyquist i podaje kolejne dowody na swoją tezę, już nie symboliczne, a polityczne. Analizuje politykę zagraniczną Putina. Nie można zaprzeczyć, że Putin wspiera na całym świecie reżimy komunistyczne. Putin popierał Angolę, gdzie komunistyczny rząd wygrał wojnę domową z rosyjską pomocą. Putin wspiera Chiny i Koreę Północną, gdzie Rosja wysłała zaawansowaną broń i wojskowych naukowców. Nyquist pyta retorycznie: jaki rodzaj nacjonalizmu polega na tym, że broni on państw komunistycznych? W raporcie z Xinhua News z lat 90. czytamy: Nikaragua modernizuje flotę wojskową z pomocą Rosji. Sandiniści pod wodzą Daniela Ortegi także udają, że są socjaldemokratami. W rzeczywistości byli zawsze marksistowsko-leninowscy, podkreśla Nyquist. Wenezuelski prezydent Hugo Chavez był również marksistą-leninistą, udając tylko, że jest lewicowym populistą. W rzeczywistości wielu przywódców komunistycznych maskowało swój faktyczny komunizm. Mao udawał, że jest "reformatorem agrarnym". Stalin był naszym "wujkiem Joe". - zauważa Nyquist z przekąsem. "Wiemy", że Ho Chi Minh i Castro byli komunistami, ponieważ to zła Ameryka wpakowała ich w ramiona Sowietów. To jeszcze jedno kłamstwo! - krzyczy w druku przenikliwy i mądry Amerykanin. Nie chcę, by jego teksty były głosem wołającego na puszczy. Wybory we Francji, na które Rosja chce oddziaływać, to kolejny sygnał alarmowy, niepokojący komunikat dla naszego, zachodniego świata.
6. Refleks - repryza
Siedzę teraz w poniedziałkowy poranek 24 kwietnia 2017 roku w moim pokoju, który szumnie nazywamy z żoną "gabinetem", tak jak największy pokój określamy z lekka nuworyszowskim określeniem "salon". I myślę sobie o paryskim salonie medialnym oraz francuskim gabinecie politycznym. Za moimi oknami słoneczny, ale dość chłodny dzień. (Na elektronicznym termometrze 10,8 stopni. Nie będzie dziś więcej, tylko dycha.- mówi moja żona, która namiętnie śledzi prognozy pogody, gdy one dla mnie są równie bezwartościowe jak te polityczne). Niedługo wyjdę do pracy i po drodze będę spoglądał na niebo, już bez żadnych metafizycznych oczekiwań. Wypuszczę wzrok na spacer wśród chmur i postaram się nie karmić umysłu zbędnymi słowami. Milczenie jest złotem, co prawdziwie świeci.