Zmarły w wieku 57 lat gwiazdor muzyki pop Prince został skremowany podczas prywatnej uroczystości pogrzebowej w jego posiadłości Paisley Park, w Chanhassen w stanie Minnesota. Informację przekazała jego agentka Anna Meacham.

REKLAMA

W uroczystości uczestniczyła rodzina artysty, jego przyjaciele i zaprzyjaźnieni muzycy, m. in. jego siostra Tyka Nelson, była współpracowniczka Sheila E., były członek jego zespołu gitarzysta Larry Graham i modelka Damaris Lewis.

Nie ujawniono, co stanie się z prochami zmarłego piosenkarza.

Przed posiadłością Prince'a, w której mieści się również studio nagraniowe, zebrały się setki jego fanów aby oddać mu ostatni hołd. Prince uczynił z nas wszystkich lepszych muzyków i był dla nas najważniejszą inspiracją duchową - powiedział Graham zgromadzonym.

Piosenkarz został znaleziony martwy w ubiegły czwartek Paisley Park. W piątek przeprowadzono sekcję jego zwłok, ale przyczyny śmierci nie ujawniono. Policja poinformowała jedynie, że na jego ciele nie znaleziono żadnych śladów urazów i nic nie wskazuje na to, że popełnił on samobójstwo. Według władz ustalenie przyczyny zgonu może potrwać nawet kilka tygodni.

Prince (Prince Rogers Nelson) był innowacyjnym piosenkarzem, kompozytorem, autorem tekstów. Grał na gitarze, instrumentach klawiszowych i perkusyjnych. W swej muzyce łączył jazz, funk, rhytm and blues i disco. Do jego największych przebojów należą: "Purple Rain", "Kiss", "Raspberry Beret", "Little Red Corvette", "Let's Go Crazy" i "When Doves Cry". Sławę zdobył jeszcze w latach 70.; przez dziesięciolecia był jedną z najbardziej nowatorskich i ekscentrycznych postaci na amerykańskiej scenie pop. Siedmiokrotnie zdobył nagrodę Grammy; w 2004 roku został wprowadzony do Rock and Roll Hall of Fame.

(abs)