Prince był leczony z powodu przedawkowania narkotyków na 6 dni przed śmiercią – to najnowsze ustalenia amerykańskich mediów, donosi korespondent RMF FM za Oceanem Paweł Żuchowski. W czwartek ciało piosenkarza znaleziono w domu na przedmieściach Minneapolis. Miał 57 lat.
W ostatni piątek samolot piosenkarza wylądował nieoczekiwanie w Moline w Illinois, kilka godzin po koncercie w Atlancie. Wówczas rzecznik Prince’a mówił, że artysta walczy z grypą, ale jak donoszą media w USA samolot był tylko 48 minut lotu od domu piosenkarza.
Wiele źródeł podaje, że w szpitalu artysta dostał leki, których zadaniem było przeciwdziałanie skutkom narkotyków. Lekarze mieli doradzać Prince’owi, żeby został w szpitalu przez 24 godziny. Jednak gdy okazało się, że w placówce nie ma prywatnego pokoju, artysta i jego współpracownicy zdecydowali o wypisie na żądanie. Piosenkarz został wypuszczony 3 godziny później i poleciał do domu.
Według źródeł nie czuł się dobrze. Obecnie władze w Minnesocie starają się dotrzeć do dokumentacji szpitalnej, która mogłaby pomóc w ustaleniu przyczyny zgonu. Przedstawiciele artysty milczą.
Prince - właściwie Prince Rogers Nelson - urodził się 7 czerwca 1958 w Minneapolis. Jego pierwsza płyta ukazała się jeszcze w 1978 roku. Ten niezwykle utalentowany wokalista, kompozytor i multiinstrumentalista często zaskakiwał, czasami szokował, wywoływał skandale, ale przede wszystkim nagrywał inteligentną, nowatorską i często przebojową muzykę.
(j.)