Do księgarń trafiła książka "Savoir-vivre, czyli jak ułatwić sobie życie". Jej autor, nasz felietonista Wojciech S. Wocław, przekonuje, że to lektura dla wszystkich. "Każdego obowiązują zasady savoir vivre'u. Inaczej się zachowujemy, kiedy jesteśmy w gronie najbliższych przyjaciół, inaczej kiedy jemy śniadanie z rodziną, a inaczej, kiedy wychodzimy na jakiś bankiet albo kolację zawodową, czy jakieś spotkanie do pracy albo na rozmowę kwalifikacyjną" - mówi w rozmowie z Katarzyną Sobiechowską-Szuchtą. A czy jemu, specjaliście od dobrych manier, przydarzają się gafy? Zachęcamy do lektury wywiadu.

REKLAMA
Mieliśmy do rozdania 10 egzemplarzy książki "Savoir-vivre, czyli jak ułatwić sobie życie". Powędrowały one do pierwszych dziesięciu osób, które wysłały nam o godzinie 16 e-maila na adres: fakty@rmf.fm. Ze zwycięzcami skontaktowaliśmy się telefonicznie.

TUTAJ PRZECZYTACIE FELIETONY WOJCIECHA W. WOCŁAWA

Katarzyna Sobiechowska-Szuchta, RMF FM: Czy pisząc książkę myślałeś o jakimś konkretnym odbiorcy? Czy też o każdym? Kto ma dziś największy problem z savoir vivrem?

Wojciech S. Wocław: Rzeczywiście ta książka jest dla każdego - w takim znaczeniu, że każdego zasady savoir vivre'u obowiązują. Chociaż tak jak pisał Mickiewicz w Panu Tadeuszu: "Grzeczność wszystkim się należy, lecz każdemu inna". I my to też na co dzień doskonale czujemy, prawda? Bo wiemy, że inaczej się zachowujemy, kiedy jesteśmy w gronie najbliższych przyjaciół, inaczej kiedy jemy śniadanie z rodziną, a inaczej, kiedy wychodzimy na jakiś bankiet albo kolację zawodową, czy jakieś spotkanie do pracy albo na rozmowę kwalifikacyjną. Jest to więc książka dla wszystkich. Chociaż wszyscy muszą pomyśleć o tym, jak rzeczywiście te zasady dobrać do codziennych sytuacji. Przy czym pamiętałbym o tym, jak powiada powiedzenie, że kto w domu nie zachowuje się jak u królowej Elżbiety na herbatce, ten u królowej Elżbiety na herbatce będzie się zachowywał dokładnie tak jak w domu.


Jak sądzisz, kto ma największe problemy z tzw. kindersztubą. Ludzie młodzi? Oni mają swój system zasad? Jak to wygląda?

Jest starsze pokolenie, wychowane w domach, w których rzeczywiście więcej i częściej się mówiło o kindersztubie, o tym, jak się konkretnie należy zachować w danych sytuacjach. Jeśli miałbym powiedzieć, że młodzi ludzie mają problem z zasadami, to tylko dlatego, że nikt im tej wiedzy do tej pory w wystarczającym stopniu nie przekazał. Polska 27 lat po przemianach po 1989 roku jest bardzo młoda, to taki dwudziestokilkuletni człowiek. My naprawdę musimy się wielu rzeczy nauczyć. Jak ktoś kiedyś ładnie powiedział, musimy się wymyślić na nowo. I mam nadzieję, że jednym z tych pomysłów może być savoir vivre - jak dobrze żyć, jak ułatwić sobie to życie, jak się nie pozabijać nawzajem.

Na twoją książkę wydaną przez wydawnictwo Bosz składają się felietony dotyczące bardzo różnych tematów. Od tego jak się zachowywać w kinie albo jak się zachowywać np. na randce. Czasem, ponieważ część z tych felietonów była publikowana na RMF24.pl, czytam komentarze naszych internautów, którzy piszą: "Oj dobra, niech już pan tak nie przesadza, co to za różnica". Co byś odpowiedział tym ludziom, którzy mówią, że savoir vivre właściwie nie ma większego znaczenia?

Powiedziałbym chyba tylko tyle, że my wszyscy lubimy przebywać w gronie ludzi, których lubimy, których da się lubić, którzy sprawiają, że my się dobrze czujemy, że nie przeżywamy trudnych, kłopotliwych chwil, że nie czujemy jakby nam ktoś szpilkę wbijał co chwila między żebra. No i to jest ta odpowiedź. Stąd ten savoir vivre rzeczywiście jest ważny. Stąd on ułatwia - wierzę w to - życie. A poza tym idąc do pracy, idąc w to środowisko zawodowe, nasz szef chciałby widzieć w nas kogoś, kto wzbudza zaufanie, kto jest profesjonalistą w pracy, kogo można wysłać do ludzi, kogo można polecić innym. I znowu odpowiedzi na to, jak to robić, jak dobrze z tej roli wyjść, znajdują się właśnie w poradnikach do savoir vivru. Dlatego warto je czytać, dlatego warto po prostu z tej dyscypliny zrobić dobry pomysł na życie.

Ty jesteś specjalistą w dziedzinie savoir vivre'u, kindersztuby, dobrego zachowania, dobrych manier. A czy zdarzyło ci się, i kiedy ostatnio, nie wiedzieć, jak się zachować?

Tak, wczoraj np. w restauracji. Poszedłem pierwszy raz w życiu do chińskiej restauracji specjalizującej się w makaronach i podano mi ich wielki zestaw. I pałeczki, którymi jakoś sobie radzę. Natomiast cała ta potrawa sprawiła, że musiałem panią kelnerkę zapytać o to, jak sobie z tym poradzić? Ale pani tak mnie poinstruowała, że wszystko się udało. Śmiała się na koniec, że wie, dlaczego ludzi w Azji są tacy szczupli. Bo przy jedzeniu tej potrawy spala się dwa razy tyle kalorii, ile się zyskuje jedząc ją.

Czasem zdarza się też tak, że wiemy, jak się zachować w danej sytuacji albo też ktoś nas poinformował, jak powinniśmy się zachować. Podam tu swój przykład. Zdarzyła mi się taka sytuacja, że na wywiadzie z wielką gwiazdą, zostałam przez jego menadżerkę poinstruowana, że nie wolno dotykać gwiazdy. Tak sobie to wbiłam do głowy, że kiedy ta gwiazda na mój widok chciała mnie objąć na dzień dobry, ja powiedziałam: "Przepraszam, przepraszam, ale ja nie mogę pana dotykać". On wtedy on powiedział: "OK, dziwne, ale dobrze, rozumiem". I potem sobie myślę, że może trzeba było jednak nie słuchać tych dobrych zasad, dobrych rad, tylko zachować się spontanicznie. Co ty robisz w takich sytuacjach?

Jeśli ta gwiazda, czyli ta osoba, w konkretnej sytuacji, bardziej uprawniona z punktu widzenia pierwszeństwa, wyciągnęłaby do nas rękę, jeśli chciałaby nawiązać kontakt fizyczny, dobrze gdybyśmy wyszli naprzeciw temu. Tutaj co innego jest ważniejsze, żeby nie słuchać czasem bajek z mchu i paproci, a bardziej zaufać temu, jak te relacje powinny wyglądać. Poradniki do savoir vivre'u dobrze by doradziły: "Poczekaj na to, co zrobi ta ważniejsza osoba w tym danym kontekście i zrób to". Powiedziałyby: "Nie wyciągaj sama/sam jako pierwszy ręki", bo to by było wtedy złamanie jakichś zasad. Także ufałbym tym zasadom, obserwowałbym to, co się dzieje i byłbym naturalny. Nie przekraczałbym pewnych granic w tej spontaniczności. Bo mogłoby się to odwrócić przeciwko nam.

Dobra, to muszę spotkać się drugi raz w takim razie z Antonio Banderasem... Te felietony, które są zebrane w twojej nowej książce dotyczą bardzo wielu rzeczy. Czy to jest tak, że inspirację dla ciebie do pisania tych tekstów stanowią obserwacje codzienne? Idziesz do kina i tam ludzie jedzą popcorn na filmie "Wołyń", piszesz o tym felieton... Tak to się odbywa?


Bardzo często tak. Z jednej strony pisząc felietony na RMF24, kiedy zaczynałem trzy lata temu, zrobiłem sobie spis treści takich rzeczy ważnych, o których warto powiedzieć, które warto przypomnieć... A z drugiej strony przez cały czas to życie tych tematów dostarcza. Też wielu ludzi, którzy mnie znają, którzy wiedzą, że tym się zajmuję, podrzuca mi te tematy. Mówią: "Słuchaj może zająłbyś się tym? Bo ja ostatnio coś takiego widziałem". Kiedyś koleżanka przysłała mi zdjęcie pana, który w pociągu zdjął buty i położył nogi w skarpetkach na fotelu naprzeciwko. Znajoma mówi: to jest temat na artykuł, napisz o tym. No i rzeczywiście czasem jest tak, że idę do kina, np. na "Wołyń" do kina. Widzę, jak to wygląda i mam taką potrzebę, żeby podzielić się pewną obserwacją z ludźmi. Nie krytykować, nie ciągnąc ich za ucho jak taka ciotka w XIX wieku. Tylko powiedzieć: słuchajcie, pomyślmy o tym. Może rzeczywiście jest coś nie tak. Jak będziemy tak bezmyślnie ten popcorn zajadać, to za 10-50 lat już w ogóle nie będziemy wrażliwi na pewne rzeczy. Na tym savoir vivre polega, żeby się uwrażliwiać na siebie nawzajem. No bo jak nie będziemy tego robić, to za chwilę przestaną nam przeszkadzać zachowania, które dzisiaj uznajemy za okropne, krzywdzące dla innych.

To na zakończenie: ponieważ w dobrym tonie jest nie pouczać innych, ale służyć im dobrą radą... Co moglibyśmy poradzić wszystkim tym, którzy chcą się dobrze zachowywać, ale czasem nie wiedzą jak?

Zawsze taka sekunda opóźnienia. Zobaczyć jak robią to inni, a szczególnie ci, o których mamy najlepsze zdanie, o których myślimy, że oni się znają. Jesteśmy w restauracji, podają jakieś dziwne danie, ileś sztućców. Spójrzmy na tego, o kim myślimy, że on się zna i spróbujmy to naśladować. A jeśli nie wiemy, zapytajmy. To jest też bardzo ważne. I przede wszystkim uśmiechajmy się do siebie nawzajem. Bo to jest to najważniejsze moim zdaniem w relacjach naszych, między ludźmi. Zrobiłbym z tego też taką najważniejszą savoir vivre'u - uśmiechać się do siebie.

I przypomnijmy sobie scenę z "Pretty Women", kiedy Julia Roberts nie umiała jeść ślimaków. Patrzyła, jak robią to inni i wyszło jej świetnie.

No właśnie.

Bardzo dziękuję za rozmowę.

Dziękuję bardzo.