Na scenie słynnej La Scali w tym tygodniu zadebiutowała Orkiestra Morza. Wyjątkowe były instrumenty, na których grali muzycy. Skrzypce, altówki i wiolonczele powstały z elementów łodzi, jakimi przemytnicy ludzi transportowali migrantów do wybrzeży Włoch. W instrumenty zmienili je więźniowie.

REKLAMA

Koncert, który odbył się 12 lutego, był kluczowym punktem projektem Metamorphosis. Jego celem było przekształcenie materiałów, które zostałyby wyrzucone, w coś wartościowego dla społeczeństwa. "Tak oto spróchniałe drewno zmieniło się w instrumenty, więźniowie w rzemieślników, a wszystko w ramach resocjalizacji" - podsumowuje agencja AP.

Wśród publiczności było dwóch więźniów, którzy brali udział w programie. Dostali specjalną przepustkę, aby posłuchać, jak kompozycje Bacha i Vivaldiego wybrzmiewają z 14 instrumentów powstałych w zakładzie karnym. Miejsce do wysłuchania koncertu mieli świetnie - usiedli w loży królewskiej razem z burmistrzem Mediolanu Giuseppe Salą.

Więzień jak kopciuszek

Czuję się jak kopciuszek - przyznał jeden z więźniów, Claudio Lamponi, w rozmowie z dziennikarzami. "Dziś rano obudziłem się w brzydkim, ciemnym miejscu. Teraz jestem tu" - mówił o La Scali.

Dzięki projektowi ujawnił się talent innego więźnia, Nikolae. Mężczyzna w 2020 roku rozpoczął pracę w więziennym warsztacie. Teraz współpracuje z La Scalą - stał się mistrzem rzemiosła. Zaczynałem od bardzo słabych materiałów. Ale pracownicy opery zobaczyli, że jestem całkiem zręczny - tłumaczył.

Mężczyzna pracuje z instrumentami codziennie przez cztery do pięciu godzin. Zajęcie pozwoliło mu zastanowić się nad swoją przeszłością i z optymizmem patrzeć w przyszłość. Buduje poczucie własnej wartości, a to nie jest mała rzecz - zaznaczył.

Najpierw były szopki

Pierwotnie łodzie migrantów przekształcano w elementy szopek bożonarodzeniowych i krzyże. Więźniowie, którzy są wyszkolonymi lutnikami, stwierdzili jednak, że można z nich zrobić też instrumenty. Bardziej zniszczone elementy trafiają nadal do więzienia w Rzymie, gdzie wciąż tworzy się z nich elementy szopek i różańców. Te lepsze materiały zostają w Mediolanie.

Łodzie trafiają do zakładów dokładnie w takim stanie, w jakim przejęto je na wybrzeżu. Często są na nich rzeczy migrantów - czapki, torby, dziecięce butelki. Od demontażu łodzi do powstania instrumentu potrzeba około 400 godzin pracy. Na gotowych wiolonczelach widać resztki farby. "Te instrumenty, które przepłynęły morze, mają w sobie taką słodycz, którą trudno opisać" - przyznaje wiolonczelista Orkiestry Morza Mario Brunello.

Fundacja House of the Spirit and Arts, która dziesięć lat temu po raz pierwszy przeprowadziła warsztaty lutnicze w czterech włoskich więzieniach, ma nadzieję, że koncert w La Scali będzie początkiem większej serii koncertów w całej Europie.