"Rynek amerykański cały czas rządzi na świecie. Na pewno są to najważniejsze nagrody" - mówi w Rozmowie w Południe w RMF24 muzyk Andrzej Smolik o wyróżnieniach muzycznych Grammy, które w nocy przyznano za oceanem. "Mam wrażenie, że trendy muzyczne wyznacza się jeszcze gdzieś w piwnicach czy w małych klubach, w dużych miastach i nie tylko. I dopiero te rzeczy przenikają do mainstreamu. To, co widać tutaj, to są rzeczy już ustanowione, z ogromną wypornością - i mam wrażenie, że jednak nagrody Grammy służą zdobywaniu jeszcze większej popularności i jeszcze większych pieniędzy. To jest po prostu czysty, ogromny, wielki showbiznes" - dodaje muzyk.
Andrzej Smolik podkreśla w rozmowie z Piotrem Salakiem, że cieszy się, iż tegoroczne Grammy zostały zdominowane przez kobiety. "Wolę pracować z kobietami i słuchać kobiecych głosów" - podkreśla muzyk.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Pytany o to, jak można wytłumaczyć fenomen Taylor Swift, która odniosła bezprecedensowy sukces na gali rozdania nagród Grammy (po raz czwarty otrzymała wyróżnienie za album roku - przyp. red.) Andrzej Smolik odpowiada: O ile nie jestem fanem wielkich, kolorowych, obsypanych brokatem koncertów Taylor, to odkąd obejrzałem dokument, w którym ona gra - w wiejskim domku, chyba ze swoim producentami - muzykę, z której się pewnie wywodzi: bardziej country, akustyczną, korzenną muzę - to po prostu pokochałem ją jako artystkę. Robi to niezwykle dobrze, aż po prostu włosy mi dęba stanęły, kiedy to zobaczyłem.
Gość Piotra Salaka dodaje: "Dzisiaj muzyka jest trochę dodatkiem do show, a nie odwrotnie. Dzisiaj sprzedajemy wizerunek, pewną otoczkę, niekoniecznie same piosenki".
Czy z jego punktu widzenia streaming zabija muzykę? "Streaming popularyzuje muzykę, na pewno jej nie zabija. Zabija trochę samą jakość... Zabiera uwagę dla muzyki. Mówię nawet na swoim przykładzie: bardzo ciężko jest mi skupić się na całym albumie, nawet na jednej piosence, bo już widzę w kolejce kolejną" - twierdzi Smolik i dodaje, że artyści "zaczynają nagrywać coraz krótsze piosenki, żeby się dopasowywać do playlist streamingowych". "Będzie być może więcej piosenek, ale krótszych" - dodaje artysta, ale zastrzega, że od każdej zasady są wyjątki. "Wszystkim można się zmęczyć. Za chwilę się okaże, że jakiś młody zespół nagra 16-minutowy utwór, wszyscy popukają się w głowę, a okaże się, że cały świat tego słucha i się tym totalnie jara" - mówi Smolik.
Gość Rozmowy w południe w Radiu RMF24 został też zapytany o wagę roli producenta muzycznego. "Istota wielkiego producenta muzycznego w dużej mierze pochodzi z Wielkiej Brytanii i USA. Absolutnie producent jest kimś zauważalnym w tym biznesie. Jeśli nawet nie odbiera statuetki, to jest kimś bardzo ważnym" - odpowiada.
A jakie są jego przewidywania co do zawładnięcia zagranicznych scen przez polskich artystów? "O tyle daleko polskiej muzyce do nagród Grammy, że o ile polskie firmy spinają się jakoś budżetowo, to polska muzyka jest trochę na wygnaniu. Polska muzyka może istnieć tylko w Polsce. Choć Polska to dość duży kraj, to jednak niewielu artystów udało się wyeksportować, a bez eksportu nie ma ogromnych pieniędzy, a bez ogromnych pieniędzy nie ma ogromnej oprawy, bardzo wysokiej jakości wideo, multimediów. Oczywiście są wyjątki, choćby stadiony Dawida (Podsiadło - red.) pokazały, że da się to zrobić, ale to były trzy stadiony i potem długa przerwa... Pytanie, kiedy ktoś z Polski zagra 40 stadionów na całym świecie" - mówi muzyk.
"To także kwestia języka. Wiadomo, że po polsku będzie bardzo trudno zawładnąć światem, choć nie mówię, że to niemożliwe. Jest bardzo mało bytów, naszych, polskich, które śpiewają po angielsku i są widoczne na naszym rynku. Szwedzi to załatwili, Holendrzy to załatwili, nawet Niemcy mają swoje zespoły. My mamy ich mniej. Musimy na to poczekać" - dodaje Andrzej Smolik.
W Rozmowie w południe w RMF FM padło także pytanie o ceny biletów na koncerty i inne wydarzenia kulturalne. "Bilety są drogie" - przyznaje Smolik. "Wobec zarobków, które są w Polsce i średniej krajowej - to zdecydowanie są za drogie, bo nie wyobrażam sobie ludzi, których dochód jest stosunkowo niewielki i których byłoby stać na niektóre wydarzenia kulturalne. Ale też na świecie te bilety są jeszcze droższe niż w Polsce. Kogo stać, ten idzie. Niestety, tak wygląda kapitalizm" - mówi.