„Krzysztof Kowalewski był wspaniałym artystą i człowiekiem; zawsze się spalał w tym, co robił i dlatego dziś jest tak smutno, bo odszedł ktoś, kogo kochaliśmy” - powiedział PAP Wojciech Malajkat, aktor, reżyser, rektor Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie. „Zmarł wielki aktorski mistrz, wielki człowiek, przyjaciel, kolega, w towarzystwie którego zawsze chciałoby się być lepszym niż jest się w rzeczywistości” – wspomina Michał Żebrowski.
Miałam zaszczyt i grać z nim w filmie i reżyserować wielkiego, wspaniałego Krzysztofa Kowalewskiego, więc tak - skrzyżowały się nasze ścieżki również pracy. To był artysta, który nie pracował nigdy na pół gwizdka czy robił coś lewą ręką. Zawsze się spalał w tym, co robił i z tego powodu dziś jest tak smutno, bo odszedł ktoś, kogo kochaliśmy - dodał.
Żebrowski poproszony o wspomnienie Krzysztofa Kowalewskiego zaznaczył, że "zmarł wielki aktorski mistrz, wielki człowiek, przyjaciel, kolega, w towarzystwie którego zawsze chciałoby się być lepszym niż się jest w rzeczywistości".
Wspominając Kowalewskiego Żebrowski zaznaczył, że aktor był osobą dobrą, ciepłą i dowcipną. Pamiętam, kiedy jako młody Skrzetuski, siedząc w garderobie z Krzysztofem Kowalewskim, który grał Zagłobę zawołano nas na plan. Zerwałem się w pośpiechu chcąc biec, czekam na Krzysztofa, który zakładał kostium i mówię: panie Krzysztofie szybko, szybko - wołają nas. Krzysztof na mnie spojrzał i odpowiedział: chłopcze, nie traćmy godności - wspominał Żebrowski.
Dodał, że aktor był człowiekiem wielkiej prawości. Lojalnym zarówno wobec kolegów jak i swojego Teatru Współczesnego. Był bardzo wierny Teatrowi Współczesnemu, zawsze wypowiadał się o tej scenie z miłością i oddaniem. Teatr Współczesny na pewno byłby inny bez Krzysztofa Kowalewskiego. Na pewno inna byłaby jego historia. Nie byłoby "Martwych dusz", nie byłoby takiego "Wieczoru Trzech Króli", nie byłoby takiego grabarza w "Hamlecie" z Borysem Szycem. To są takie rzeczy, którymi można się chwalić na całym świecie, pod każdą szerokością geograficzną - ocenił Michał Żebrowski.
Na dużym ekranie zadebiutował w 1960 r. niewielką rolą w "Krzyżakach" w reżyserii Aleksandra Forda. Aktor zdobył również uznanie publiczności za rolę Zagłoby w ekranizacji "Ogniem i mieczem" w reżyserii Jerzego Hoffmana (1999).
Największą popularność przyniosły mu jednak postacie komediowe. Wystąpił m.in. w filmach: "Co mi zrobisz jak mnie złapiesz" (1978), "Miś" (1980), "Rodzina Leśniewskich" (1980), "Wyjście awaryjne"(1982), "C.K. Dezerterzy" (1985), "Nowy Jork - czwarta rano"(1988), "Rozmowy kontrolowane"(1991), "Nic śmiesznego"(1995), a ostatnio - w filmie "Ryś" Stanisława Tyma (2007) i "Sercu na dłoni" (2008, reż. Krzysztof Zanussi).
Kowalewski jest również znany słuchaczom radiowym jako Pan Sułek w satyrycznym słuchowisku radiowym autorstwa Jacka Janczarskiego pt. "Kocham Pana, Panie Sułku".
PRZECZYTAJ WIĘCEJ O ARTYSTYCZNYM DOROBKU AKTORA: Krzysztof Kowalewski nie żyje. Aktor miał 83 lata