Hollywoodzkie Stowarzyszenie Prasy Zagranicznej (HFPA), które we wtorek 10 stycznia (czasu kalifornijskiego) wręcza Złote Globy, spotyka się od kilku lat z krytyką ze strony branży filmowej. Pod adresem HFPA padają oskarżenia m.in. o przypadki molestowania seksualnego czy przekupstwo.
Jak piszą amerykańskie media, HFPA twierdzi, że podjęło proces reform, co skłoniło stację NBC do wznowienia w tym roku telewizyjnej transmisji z ceremonii.
W 2018 roku, znany m.in. z filmu "Podróż do wnętrza ziemi" kanadyjsko-amerykański aktor Brendan Fraser oskarżył byłego wieloletniego prezesa HFPA Philipa Berka o molestowanie seksualne. Berk tłumaczył, że zachowanie wobec aktora było w jego intencji żartem. Fraser odmówił udziału w tegorocznej imprezie.
Stowarzyszeniu zarzucano stworzenie systemu łapówek i płac dla członków oraz przyjmowanie prezentów od studiów filmowych. Otrzymywali np. warte kilka tysięcy dolarów miesięczne honoraria za oglądanie zagranicznych filmów.
Producent serialu Netfliksa "Emily w Paryżu" Paramount Network zaprosił 30 członków HFPA na dwie noce do Paryża i zakwaterował ich w hotelu, w którym dobra kosztuje 1400 dolarów.
Stowarzyszeniu wytykano też, że skład głosującego na wyróżnione Złotymi Globami filmy jury jest za mało zróżnicowany. Nie obejmował np. w ogóle czarnoskórych.
Wywoływało to protesty m.in. znanych gwiazd filmowych. Tom Cruise zwrócił zdobyte wcześniej trzy Złote Globy. Scarlett Johansson zniechęcała filmowców do związków z HFPA, a Mark Ruffalo ocenił, że podjęte przez stowarzyszenie reformy są niedostateczne.
HFPA argumentuje, że jurorzy są teraz bardziej zróżnicowani m.in. 22,3 proc. z nich to Latynosi, 13,6 proc. - czarnoskórzy, 11,7 proc. - Azjaci. 52 proc. głosujących to kobiety. Stowarzyszenie podkreśla też większe urozmaicenie regionalne: Amerykę Łacińską reprezentuje 18,5 proc. jurorów, Bliski Wschód - 9 proc., Afrykę - 7 proc. Większość - 43,5 proc. - decydujących o wyróżnieniach nadal pochodzi z Europy.