PARENTAL ADVISORY, EXPLICIT CONTENT – taki komunikat widnieje na okładkach płyt czy filmów w Stanach Zjednoczonych, jeśli nagrania zawierają wulgarne treści, bądź niecenzuralny język. Ten sygnał umieszczamy w tym momencie, aby przestrzec wrażliwych czytelników przez ułożonym alfabetycznie zbiorem wyrazów, przynajmniej niektórych: ADHD, Balowanie, C**ki, Dragi, Ecstasy, F**ty, Gwałt, Halucynacje, Inicjacja, J**anie, Kokaina, Lol, Ładowanie, Marihuana, Narkomania, Odwyk, P***rzenie, Queer, Rower, Seks, Transpłciowość, Uzależnienie, Wulgaryzmy, Xanax, Zendaya. Takie trzeba by umieścić tagi, kluczowe słowa pod artykułem na temat nowego, amerykańskiego serialu pt. "Euforia".

Na kanale HBO mogliśmy właśnie obejrzeć pierwszy odcinek głośnego filmu. Poprzedziła go krzykliwa kampania reklamowa, w sposób oczywisty w dzisiejszych czasach - prowokacyjna. Ukazała się także w zachodnich mediach niezliczona liczba analiz dotyczących tzw. Generacji Z. Co to za socjologiczny fenomen? W skrócie rzecz ujmując, jest to generacja ludzi urodzonych pod koniec lat 90., którzy przyszli na świat już po rewolucji internetowej. Pokolenie to traktuje sieć www jakby istniała od zawsze. Pierwszy odcinek zaczyna się od innej cezury: terrorystycznego ataku z 11.09.2001 roku na wieże WTC.     

Jednak "Euforia" oczywiście nie jest nudnym akademickim wykładem. To obyczajowo-psychologiczna (psychodeliczna) kronika życia rozwydrzonych gówniarzy, dzieci bogatych rodziców. Przed naszymi oczyma przewijają się dynamiczne wielobarwne obrazy - ludzkich charakterów, scen pornograficznych, wizji - przeplatane sekwencjami w zwolnionym tempie o ciemnej, depresyjnej, a czasem melancholijnej tonacji.

Zanim pierwszy odcinek serialu pojawił się w telewizji po polsku (wczoraj 18.06.) już można było w naszych mediach zapoznać się z recenzjami, pochlebnymi lub pełnymi dystansu. Zaprezentowano postać reżysera Sama Levinsona - syna Barry'ego Levinsona, twórcy znanych filmów "Rain Man" i "Good Morning, Vietnam". W tych biograficznych notkach nie omieszkano przypomnieć o młodzieńczych, narkotykowych problemach juniora, które świadczą o - na poły- autobiograficznym charakterze serialu. Czyżby główna bohaterka 17-letnia Rue Bennett - narkomanka wychodząca i wpadająca z powrotem w szpony nałogu - była w pewnym sensie wzorowana na Samie Levinsonie? Mniejsza o to, sytuacja jest niestety dość typowa w obecnych czasach, więc wiele mogło być wzorców dla postaci granej przez Zendaya’ę Coleman, niegdyś dziecięcą gwiazdkę Disney'a, a dziś - mimo wciąż młodego wieku - dojrzałą aktorkę i piosenkarkę. Świetna ścieżka muzyczna to sprawka producenta - rapera Drake’a. Powtarzające się tematy w polskich artykułach na temat "Euforii" to, oprócz rekordowej liczby penisów na ekranie, rola transseksualnej modelki Hunter Schafer kreującej Jules Vaughn - postać zagadkową i niejednoznaczną, nie tylko płciowo. Ta - jednocześnie cukierkowa blondyneczka o niewinnej buzi i twardziel z kuchennym nożem, w obronie własnej nie szczędzący krwi - może rzeczywiście zahipnotyzować widza. Jules nie jest jak gość w obcym mieście, ale jak przybysz z innej planety. Ten aktorski debiut jest faktycznie novum.

A co się w zagranicznych mediach pisało o "Euforii"? Oto collage z dziennikarskich cytatów.

To wstrząsająca eksploracja ciemnych barw dorastania z uzależnieniem, depresją i ogromną presją rówieśników. Tak wygląda dojrzewanie Amerykanów na zwykłych przedmieściach, gdzie życie dyktują media społecznościowe, aplikacje randkowe i SMS-y. Mimo to bohaterowie "Euforii" znajdują sposób, by wciągnąć cię w swoje życie. Zwłaszcza dwie główne, skontrastowane ze sobą bohaterki-przyjaciółki: Rue ma na sobie tę samą obszerną bluzę z kapturem i czarne spodenki, podczas gdy Jules jest chodzącą dziewczyną z mangi, chodzącą w różowych strojach i noszącą plecaczek. Są wprawdzie zewnętrznie różne, ale w środku poharatane przez traumy i kompleksy znajdują podobieństwa i prawdziwą przyjaźń. "Euforia" to śmiała, ale opłacalna gra z widzem, kreująca serial na niespodziewanego zwycięzcę w rankingach telewizji kablowej.

Ale już taki Richard Roeper z "Chicago Sun-times" wyraża obawy z powodu przesłania serialu: Kiedy obsada jest tak atrakcyjna, zdjęcia są takie śliczne i fajne, a muzyka tak chwytliwa, istnieje niebezpieczeństwo, że wszystko będzie niezwykle kuszące. Wprawdzie zaraz dodaje: Wierzcie mi, ‘Euforia’ nie jest nieodpowiedzialną reklamą życia szalonych dzieciaków. Raz po raz widzimy konsekwencje uzależnienia. Psychodeliczny urok może jednak wodzić na pokuszenie, kicz uwodzi drobnomieszczańskim ciepłem przepuszczonym przez pryzmat halucynogenów: Wnętrza podmiejskich domów należących do średniej klasy opalizują w odcieniach czerwieni, brązu i złota. Mają grube wykładziny i drewniane poręcze prosto z lat 80. Sekwencje imprezowe są skąpane w elektrycznym, neonowym błękicie, fioletach i różach.

Tim Goodman z "Hollywood Reporter" podkreśla realizm serialu. Wielu dorosłych, a zwłaszcza rodziców, film może oburzy, ale większość nastolatków prawdopodobnie zgodzi się, że jest to jedna z niewielu dokładnych wizualnych interpretacji ich życia. Recenzent zwraca uwagę, że elektroniczna technologia jest dzisiaj w dużej mierze na usługach hedonizmu. I podsumowuje swój artykuł następującą diagnozą: Pod wieloma względami ‘Euforia’ zawiera treści, których rodzice unikają, bojąc się zaglądać do telefonów swoich dzieci. Serial dotyka spraw poruszanych na ukrytych kontach w mediach społecznościowych, które dokumentują współczesne życie nastolatków w sposób bardziej zaawansowany i lekkomyślny niż to, jak ich rodzice ukrywają niewygodne fakty z przeszłości.

Malcolm Venable na portalu tvguide.com dzieli się następującą refleksją: ‘Euforia’ jest szokująca, ale może nie powinna. Przedstawia pokolenie, które dorasta wraz z całym światem, które mamy w zasięgu ręki. To generacja, która nie tylko może oglądać pornografię. Ci ludzie sami ją tworzą, grają w niej i wysyłają. (...) Chemicznie wzmocniony nihilizm Rue i okropne wybory jej przyjaciół są naturalnym produktem ubocznym społeczeństwa, które utraciło wszelką kontrolę. Wszyscy próbują coś poczuć, i to jest niepokojące. Jednak równie niepokojący jest fakt, że ‘Euforia’ pokazuje, jakie to może być piękne.

Amy Glynn - powieściopisarka, poetka i eseistka - w artykule na stronie pastemagazine.com stara się tłumaczyć główną bohaterkę. Naszym przewodnikiem po tym dystopijnym krajobrazie szkoły średniej jest Rue (Zendaya), 17-letnia narkomanka z ... nihilistyczną pasją? Jej niepewna postawa, wątpliwość czy pozostać żywą osobą, jest zrozumiała, jeśli weźmie się pod uwagę kontekst. Ona dosłownie nie zna nikogo, kto nie prowokuje zażywaniem narkotyków, nie kipi pornografią, nie jest zakłamany, agresywny, kto nie byłby samookaleczającym się zombie o szklistym spojrzeniu. Zdaniem Amy Glynn to serial ogromnie voyeurystyczny, ale tylko pozornie podglądający zawoalowany świat nastolatków. I mimo pozorów nie jest on przeznaczony dla młodzieży. Ten film jest adresowany do dorosłych i ma na celu doprowadzenie ich do szaleństwa, prezentując nieustępliwy świat łamania praw i konsekwentnego samozniszczenia.

Sonia Saraiya - krytyk telewizyjna z magazynu "Vanity Fair"- przyznaje: To jest fascynujące. Te źle zachowujące się nastolatki, które poddane są minimalnemu, albo wręcz zerowemu nadzorowi ze strony rodziców, skaczą bez kasku do dorosłości z krawędzi dorastania. Konsekwencje są okropne, czasami katastrofalne. W szczególności dziewczęta cierpią z powodu bólu, poniżenia i przemocy w pogoni za rzeczami, które mają sprawić im satysfakcję. Sonia Saraiya cytuje słynną powieść Jacka Kerouaca "W drodze", manifest beatników, aby opisać obecne, zbuntowane młode pokolenie: "płoną, płoną, płoną, jak bajeczne race eksplodujące niczym pająki na tle gwiazd." I tu pojawia się najważniejsze pytanie. Nieprzypadkowo można tu przywołać beatnikowskiego zgreda. Za czasów jego młodości też przecież byli "hipsterzy", choć to pojęcie, trzeba przyznać, zupełnie coś innego znaczyło w dusznych jazzowych knajpach beat generation.   

Co jest więc nowego w tym epatowaniu kolejną zdegenerowaną generacją, która spala się w słomianym ogniu autodestrukcji?

Czy ogień nie jest zawsze fascynujący, kiedy tylko buchają jego płomienie? Kiedy jak pies chce nas czule lizać swymi palącymi jęzorami?  

Czyż nie jest zawsze tak, że z boku pojawia się nudny, często doświadczony wcześniej, rodzic, belfer, stary pryk, który krzyczy: Uwaga, ten ogień to nie jest przytulanka-maskotka! To naprawdę zły pies!

A tak, schodząc z etycznego planu, wejdźmy na czysto estetyczny. Ileż już było książek i filmów na podobny temat! Każde, sztucznie wykreowane pokolenie- X, Y, Z, 0, czy co tam chcecie - miało swój nihilistyczno-hedonistyczny manifest. Wymieńmy tylko kilka przykładów.

Lata 50. to William S. Burroughs ze swoim "Ćpunem" czy "Nagim Lunchem" (sfilmowanym przez Davida Cronenberga).

Lata 60. to choćby "Próba Kwasu w Elektrycznej Oranżadzie" Toma Wolfe’a (z echami w filmie Beatlesów "Magical Mystery Tour").

Dekada lat 70. to z kolei "My, dzieci z dworca ZOO" Christiany F. ( książka sfilmowana jako "Christiane F. - My, dzieci z dworca Zoo".).

Dekada lat 80. przyniosła "(Od)loty godowe" Breta Eastona Ellisa. Sfilmowane jako "Żyć szybko, umierać młodo".

Lata 90. to "Ćpun" Melvina Burgessa, oraz taki film pokoleniowy jak "Dzieciaki" Larry’ego Clarka, o bardzo podobnym przesłaniu jak "Euforia". Autorem scenariusza był Harmony Korine, który w tej samej dekadzie wyreżyserował przerażające "Skrawki".

A początek XXI wieku? Proszę bardzo, mają i swoje narkomańskie powieści i filmy o dzieciakach. Chociażby Nicka McDonella -sfilmowana potem- kapitalna powieść "Odlot". Obraz nosi oryginalny tytuł  "Twelve". Ten amerykański dramat został wyreżyserowany przez Joela Schumachera.

Można wymieniać także bardziej znane, jak choćby "Trainspotting" Irvina Welsha, zekranizowany przez Danny’ego Boyle’a, oraz inne książki autora, które trafiły na ekrany - jak "Ecstasy" czy "Acid House". 

A to tylko kilka przykładów.

Jak widać, "Euforia" trafi na długą półkę. Jednak na razie jej tam nie odkładajmy. Obejrzyjmy rzecz do końca. 

Opracowanie: