W emocjonalnym wpisie na Facebooku Maria Sadowska odniosła się do ostatnich medialnych doniesień na temat swojego ojca. Krzysztof S. przez ponad 30 osób jest oskarżany, że przed laty wykorzystywał je seksualnie.
Do sprawy - nie wprost, bez poruszania szczegółów - odniosła się Maria Sadowska w emocjonalnym wpisie na Facebooku.
Kochani! To były dla mnie najgorsze dwa miesiące mojego życia. Nikomu nie życzę, żeby musiał przechodzić przez takie piekło. Niespodziewanie, z dnia na dzień całe twoje dotychczasowe życie leży w gruzach... Dziękuję wszystkim, którzy wspierali mnie w tym czarnych chwilach. Nie wiedziałam, że jest Was aż tylu! - napisała wokalistka i reżyserka.
Mówią 'przyjaciół poznaje się w biedzie', ja więc jestem człowiekiem szczęśliwym bo jednak otoczonym wspaniałymi przyjaciółmi. Dzięki Wam mogę stać z podniesioną głową. Życie toczy się dalej, a ja muszę się podnieść nie tylko dla siebie ale przede wszystkim dla moich ukochanych dzieci i męża (Adrian Łabanowski, wokalista i lider zespołu No Logo - przyp. red.). Nie pierwszy raz muzyka, film, tworzenie, bycie kreatywnym ratuje mi życie. Tak więc wracam do tego, co potrafię robić najlepiej. Dziś pierwszy raz, z duszą na ramieniu i z drżeniem serca wychodzę znów na scenę... - dodała córka Krzysztofa S. i Liliany Urbańskiej.
Wcześniej w komentarzach internauci próbowali od niej wydobyć jakiś komentarz na temat medialnych doniesień.
Przypomnijmy - Prokuratura Okręgowa w Warszawie prowadzi śledztwo w sprawie zgwałcenia dwóch pokrzywdzonych w drugiej połowie lat 90. W chwili zdarzeń z ich udziałem nie miały ukończonego 15. roku życia. Kobiety zgłosiły się do prokuratury, ponadto wskazały listę świadków, jakich w toku postępowania należy przesłuchać.
Krzysztof S. - organista, kompozytor, współautor piosenek Ireny Santor, Violetty Villas oraz Danuty Rinn, w latach 90. tworzył popularne programy telewizyjne: "Tęczowy Music Box" i "Co jest grane", których filarem były dziesiątki rozśpiewanych i tańczących dzieci, podopiecznych założonej przez artystę fundacji.
Był miły, bardzo opiekuńczy. Wychowywałam się bez ojca, on był dobrym wujkiem. Przyjeżdżał do mojego domu rodzinnego i opowiadając mamie, jakie mam umiejętności muzyczne i do prowadzenia programu. W tamtych czasach to był prestiż, jego rodzina była uznawana za porządną. Był postrzegany przez wszystkich, jako człowiek kochający dzieci - wspomina w "Uwadze TVN" Marta, była podopieczna Krzysztofa S.
Na trop mrocznego oblicza muzyka wpadł blisko rok temu dziennikarz i pisarz Mariusz Zielke. Bohaterka jego kolejnej książki twierdziła, że w dzieciństwie, jako jedna z podopiecznych Sadowskiego była przez niego molestowana. Zielke opublikował swe podejrzenia na założonej w tym celu internetowej stronie.
Chciałem, żeby ofiary dowiedziały się, że ten sprawca dokonał gwałtu i molestowania na wielu osobach. I od razu zaczęły się zgłaszać ofiary. Już pierwszego dnia było ich dużo - mówi Zielke.
Po miesiącu od pierwszej publikacji, dziennikarz zebrał blisko 30 relacji kobiet i kilku mężczyzn, którzy twierdzą, że w dzieciństwie byli ofiarami muzyka. Wśród nich jest psycholożka Ewa Gajda.
On zawsze był wśród dzieci. On zawsze był z nami. Jak jechaliśmy na występy autokarem wkładał mi ręce w bluzkę i w majtki. Później on się przesiadał do innego dziecka i brał je na kolana - mówi Gajda, której mama złożyła zawiadomienie o popełnienie przestępstwa, gdy jej córka miała 10 lat. Śledztwo zostało wówczas umorzone.
(...) był bardzo wpływową osobą. Był mocno związany ze środowiskami policyjnymi, prawniczymi, prokuratorskimi i politycznymi. Wiem to teraz, mając 10 lat nie mogłam tego wiedzieć. Dorośli, którzy funkcjonowali w jego otoczeniu bali się konsekwencji, gdyby na niego donieśli. Konsekwencje dla nich byłyby bardziej negatywne niż dla niego - opowiada Gajda.
W środowisku muzycznym sprawa domniemanych skłonności artysty była przez lata tajemnicą poliszynela, choć otwarcie przyznają to tylko nieliczni artyści młodszego pokolenia.
Milczenie byłoby przyzwoleniem. Nikt z nas nie był świadkiem tych koszmarnych czynów pana S. Ale chcemy zabrać głos, żeby wesprzeć te kobiety - mówi jazzowa wokalistka Aga Zaryan.
Jeździliśmy na warsztaty do Puław. Zaczynałem w 1991 roku. O tej sprawie się mówiło w naszym środowisku, rozmawiało się ze starszymi osobami - dodaje pianista Michał Tokaj.
Podczas jednego z koncertów finałowych, tych warsztatów, ktoś z publiczności, kiedy wyszedł zapowiedzieć koncert, głośno krzyknął: 'Zostaw dzieci' - przypomina Sławomir Kurkiewicz.
Czy środowisko muzyczne mogło nie wiedzieć, co się dzieje?
Nie wierzę w to, że nie wiedziało, tym bardziej, że w stowarzyszeniu jazzowym krążył nieszczęsny anonim o tym, że prezes kąpie się pod prysznicami z dziewczynkami w bursie. Powstała nowa norma zachowania. Jakby wszyscy weszli w jego grę, że to jest akceptowane w środowisku. 'Dajcie Krzysiowi spokój, niech maca te dziewczynki' - podkreśla Gajda.