"Na początku wydawało mi się, że to będzie trudne, wręcz niewykonalne. Ale lubię sobie robić takie zadania, bo to bardzo odświeża człowieka. Wtedy znowu masz powera i musisz się z tym zmierzyć. To takie równanie matematyczne, które jest trudniejsze, z klasy wyżej" – mówiła w rozmowie z Pauliną Sawicką w internetowym Radiu RMF24 Katarzyna Bonda, wspominając pracę nad swoją najnowszą książką.
Katarzyna Bonda zapytana o to, czego boi się autorka kryminałów, mówiła: "Kiedy mam pierwszą blokadę twórczą, a to jest w okolicy 100 tysięcy znaków, boję się, że nie pójdę dalej, bo ta książka przestanie mnie interesować. To taki atawistyczny strach i występuje za każdym razem".
Jak wspomniała, ma grono czytelników, którzy są z nią od samego początku. Mnie nie ma bez czytelników. Znam nazwiska niektórych z nich. Nawet się już zaprzyjaźniliśmy - podkreślała.
Katarzyna Bonda powiedziała także, jej debiut nie był łatwy. Promocja mojej pierwszej książki, "Sprawa Niny Frank" - pierwszego tomu serii o Meyerze - była trudna, bo nie było mody na kryminał. Wiem, że teraz trudno w to uwierzyć - mówiła.
Natomiast druga rzecz była taka, że głównym bohaterem jest profiler i wtedy nikt w kraju nie wiedział, kim jest taki ekspert. Na spotkaniach autorskich opowiadałam o tajnikach profilowania - dodała.
Paulina Sawicka zapytała autorkę kryminałów o to, czy czytelnicy mają wpływ na jej twórczość. Słucham tego i to mnie mobilizuje. Natomiast zawsze wygrywa mój rozsądek, bo ja sama muszę wiedzieć, czy dźwignę tę opowieść - wyjaśniła.
Czytelnicy mają nade mną władzę tylko do pewnego momentu. No i mam kilka takich książek, których nie skończyłam, ponieważ przestały mnie interesować - dodała.
Autorka przyznała też, że o ile pisanie strasznych scen nie jest dla niej trudne, tak praca nad niektórymi książkami oddziaływała na nią mocniej. Miałam takie stany lękowe, kiedy pracowałam nad dokumentalnymi książkami. (...) Najmocniej oddziaływały też te historie, które są w "Miłość leczy rany" i "Miłość czyni dobrym". To bardzo grube powieści, które są inspirowane prawdziwymi wydarzeniami. Piszę je na podstawie akt. I faktycznie wtedy były takie momenty, gdzie projektowałam na jakieś sytuacje, jakiś element znaleziony w tych aktach. Natomiast te kryminały, które piszę o Hubercie Meyerze albo o Sobieskim, to historie, które bardzo lubię pisać, to dla mnie przygoda - wyjaśniła.
Paulina Sawicka zapytała też swoją rozmówczynię o to, czy wykorzystuje w swoich książkach dialogi usłyszane w sklepie. Tak. Totalnie kradniemy wszystko. Cokolwiek powiesz pisarzowi, to masz gwarancję, że on to kiedyś wykorzysta - zaznaczała.
Jak mówiła, sama wielokrotnie stawała w kolejce tylko po to, żeby podsłuchać rozmowy. Kiedy jestem na przyjęciu albo w gronie znajomych, organizuję sobie kartkę albo wręcz wysyłam sobie w telefonie maila, bo dialogi są po prostu bezcenne. Tworzysz nową postać i taki pierwszy świetny dialog, który podsłuchasz, bardzo często ją profiluje - podkreślała.
Tutaj jest też pole dla poczucia humoru, bo moim zdaniem w dobrym kryminale czytelnik musi się dobrze bawić i raz na jakiś czas musi wybuchnąć gromkim śmiechem. To też często jest podsłuchane, bo ciężko jest wymyślić taki mocny, ostry żart. Na przykład policjanci mają świetne żarty. Wiele z nich w moich książkach jest autentycznych - powiedziała Katarzyna Bonda.
Jak mówiła, nie tylko codzienne sytuacje są dla niej inspiracją na nowe książki. Teraz napisałam książkę "Kobieta w walizce". Jej premiera będzie 9 listopada. To taka historia, która za mną chodziła. (...) Znalazłam takie badania, które mówiły, że walizki są w tej chwili jednym z najbardziej popularnych sposobów na ukrywanie ciał. Byłam w szoku, kiedy je przeczytałam. Nie dotyczy to tylko Stanów Zjednoczonych. Europa w tym przoduje. Oczywiście w tych walizkach znajdują się nie tylko ciała zamordowanych, ale różne inne, co jest arcyciekawe. Zachęcam do przeczytania "Kobiety w walizce", bo używam w niej tego elementu - dodawała.
Ta sprawa jest niezwykle ciekawa. Ktoś porzuca zwłoki i nie dzieje się to bez przyczyny. Jakiś czas temu zaginęła pewna dziewczyna i pojawia się w walizce też taki jeden element, który by ją identyfikował od razu na starcie - zdradziła autorka książki.
Jak dodała, tym razem podniosła sobie poprzeczkę bardzo wysoko - bohater, który ma rozwiązać sprawę, akurat przebywa w więzieniu. Na początku wydawało mi się, że to będzie trudne, wręcz niewykonalne. Ale lubię sobie robić takie zadania, bo to bardzo odświeża człowieka. Wtedy znowu masz powera i musisz się z tym zmierzyć. To takie równanie matematyczne, które jest trudniejsze, z klasy wyżej - wyjaśniła.
Mimo że Katarzyna Bonda zna temat przestępstw od podszewki, sama nie chciałaby pracować jako profilerka. Bardzo szanuję wszystkich ludzi, którzy pracują w organach ścigania, współpracują z nimi, pomagają w odkrywaniu prawdziwych przestępców i tropią ich. To jest infekująca praca i wymagająca ogromnej wiedzy, poświęcenia swojego życia osobistego. Nie każdy się do tego nadaje - podkreśliła.
Ja po prostu się bawię. Nie ukrywam tego. To niekończąca się zabawa, totalny nałogowiec - podsumowała Katarzyna Bonda.
Opracowanie: Anna Helit