Kiedy w 1949 roku wszedł na salę, gdzie odbywały się egzaminy do warszawskiej PWST, rektor Aleksander Zelwerowicz zapytał: "Przepraszam, a pan tu po co?". "Ty je uszyty na Szwejka" - usłyszał po latach od Czechów, gdy zagrał go w teatrze. Wszyscy pamiętamy go z roli Maliniaka w popularnym serialu "Czterdziestolatek". 84- letni Roman Kłosowski wyrusza właśnie z gorzowskim Teatrem Osterwy w trasę z Beckettem i spektaklem "Ostatnia taśma Krappa". 3 października będzie w Elblągu, 16 października Płocku, 18 października w Teatrze Syrena w Warszawie, a potem jeszcze w Zielonej Górze. Jest jak zawsze gotowy do pracy i pełen energii. Jak mówi w rozmowie z Katarzyną Sobiechowską-Szuchtą zawsze, w każdej sytuacji ma do siebie dystans.

Katarzyna Sobiechowska-Szuchta: Panie Romanie widzowie pana bardzo cenią i lubią. Lubią też pana poczucie humoru, również na własny temat, bo nie każdy je ma.

Roman Kłosowski: Ja zawsze miałem jakiś dystans do siebie. Mnie się wydaje, że to poczucie humoru i ten dystans do samego siebie, pozwala mi też stworzyć swoją  własną osobowość.

Mówi pan, że jest nienachalnej urody i nienadmiernego wzrostu oraz nienarzucającej się w oczy smukłości. 

Tak. Ale mam urok osobisty. Tak mi mówią ludzie i to mnie w jakiś sposób broni. A poza tym nie chowam tego, nie kryję tego jaki jestem, tylko po prostu jestem i w związku z tym się wyróżniam. Wyróżniam się w każdych okolicznościach. Kiedy piękni chłopcy, moi koledzy stoją przy mnie ma scenie to pierwszy wzrok jest na mnie.

Zagrał pan wiele, wiele ról i w teatrze i w filmie.

Całą paletę zagrałem. I jakby się ktoś zapytał co ja mam jeszcze zagrać, to mam pewne wątpliwości. Chciałbym grać dalej dobre role, skomplikowane i żebym jeszcze dał radę, a z tą radą to już bywa różnie. Bo to wiek w jakiś sposób decyduje. 

Jest kilka postaci, które się z panem zrosły. Taką postacią jest np. Szwejk. Lubi pan tego Szwejka?

Kocham Szwejka. Bardzo lubię Szwejka. Szwejka grałem w życiu cztery razy. Pamiętam jak miałem kontakty z czeskim teatrem w Pradze i dyrektor tego teatru popatrzył się na mnie i powiedział : Ty je uszyty na Szwejka

Szwejka pan lubi, a Maliniaka?

Też lubię. Zdziwiony byłem w pewnym momencie, gdy mi tę rolę zaproponowano. Zaproponował mi Jurek Gruza, z którym miałem już wcześniej dobre kontakty. W sumie to jest bardzo negatywna postać - reprezentuje wszystkie cechy: zawiść, hucpę itd.

Donosicielstwo...

Donosicielstwo. Ale postanowiłem go zagrać. To był serial kręcony etapami i po pierwszych odcinkach zauważyłem, że ten niesympatyczny facet jest bardzo lubiany przez publiczność.

Ma wielu sympatyków.

Ma wielu sympatyków. Potem się rozluźniłem i grałem tego człowieka. Grałem tego Maliniaka. 20 lat później to już był zupełnie inny Maliniak. Te jego cechy przerodziły się w cechy, których wzorem byli niektórzy nasi politycy. Ale do dzisiaj tego Maliniaka na ulicy spotykają ludzie. Cieszę się, bo coraz częściej wołają do mnie nie Maliniak, ale panie Romanie!

Kiedyś Andrzej Kondratiuk, u którego pan zagrał w "Dziurze w ziemi" i w "Hydrozagadce", napisał, że pan jest aktorem o niezbadanych możliwościach, dla którego powinni pisać i Hrabal i Beckett. Tak się akurat składa, że na 60-lecie pana pracy artystycznej jest Beckett i gra pan rolę Krappa w "Ostatniej taśmie Krappa". To jest taki bohater, który u schyłku życia odsłuchuje swoje taśmy sprzed lat.

Zaproponowali mi tego Becketta. Trochę to było dziwne, bo moi poprzednicy to Łomicki i Zapasiewicz, ale przeczytałem to i ten Krapp stał się dla mnie bardzo bliski. Mówił o okresie swojego życia, który jest moim okresem aktualnie. Wiele spraw, które Krapp opowiada, one mnie dotyczą.

Jakie to sprawy?

Proszę pani. Żeby dalej pracować, żeby nie tracić przyjaźni, żeby się nie dać i żeby umieć zrezygnować w pewnym momencie z pracy, wtedy, kiedy człowiek recenzuje siebie negatywnie. Poza tym, te wszystkie sprawy, wie pani, człowieka, który ma osiemdziesiąt parę lat, kiedy przypominają mu się wszystkie sprawy uczuciowe, życiowe, małżeńskie. To wszystko jest mi w tej chwili bardzo bliskie.