"Znowu się przez Ciebie poryczałem" - takie wiadomości przesyła Wiktor Zborowski, kiedy po raz kolejny ogląda "Znachora" - opowiadał Artur Barciś w specjalnym wielkanocnym programie Radia RMF24. O przyszłości kina i teatru, fenomenie filmu Jerzego Hoffmana i nowej ekranizacji "Znachora", którą zobaczymy w drugiej połowie 2023 roku, rozmawiał z Arturem Barcisiem Marcin Jędrych.

Temat filmowej adaptacji powieści Tadeusza Dołęgi-Mostowicza ponownie staje się aktualny. To za sprawą zapowiadanej na drugą połowę 2023 roku nowej ekranizacji, którą będzie można obejrzeć na platformie Netflix. Reżyserem nowej wersji "Znachora" jest Michał Gazda, a w rolach głównych zobaczymy m.in.  Leszka Lichotę, Marię Kowalską, Ignacego Lissa, Annę Szymańczyk i Mikołaja Grabowskiego.

Projekt Netflixa budzi różne emocje. Jedni podkreślają, że filmowej wersji stworzonej przez Jerzego Hoffmana z niezapomnianą rolą Jerzego Bińczyckiego - ciężko będzie dorównać. Inni uważają jednak, że nadszedł już czas, by ponownie zmierzyć się z filmową interpretacją powieści Dołęgi-Mostowicza. Podobną opinię wyraziła niedawno Anna Dymna, która była gościem Radia RMF24.

W Wielkanocną Niedzielę przypominamy kultowe polskie filmy. Seanse "Potopu", czy "Znachora" na stałe wpisały się w świąteczne tradycje polskich rodzin. O roli sztuki, o tym jak wyglądała realizacja filmów przed erą pełnej cyfryzacji i o nowej ekranizacji "Znachora" Marcin Jędrych rozmawiał z Arturem Barcisiem - jedynym aktorem, który wystąpi w obu filmowych adaptacjach powieści Dołęgi-Mostowicza.

Fenomen "Znachora"

To jest melodramat. Ludzie lubią melodramaty, lubią takie historie. Bardzo dobry scenariusz, świetny film, świetnie w swoim gatunku zrealizowany, wyreżyserowany przez Jerzego Hoffmana, znakomicie zagrany. Nic więc dziwnego, że chociaż widzowie znają go na pamięć, to ponownie oglądają. Mój serdeczny przyjaciel Wiktor Zborowski zawsze przysyła mi SMS-y, kiedy ogląda "Znachora" i pisze: znowu się przez Ciebie poryczałem - mówił aktor.

"Znachor" Jerzego Hoffmana zapadł widzom w pamięć ze względu na fenomenalną grę aktorów. Ekranizacja pokazała też, jak wiele można wydobyć z treści książki i jak film może ten świat przedstawiony na kartach z powodzeniem uzupełniać.

My aktorzy po prostu wykonaliśmy swoją robotę. Największa zasługa jest Jerzego Hoffmana, scenariusza i montażu. To wszystko jest poprowadzone w taki sposób, żeby wywoływać w nas emocje. Po to ten film jest, żeby nas wzruszać, żeby nas czasem bawić, ale w tym wypadku głównie wzruszać - tłumaczył Barciś.

Uciec od codzienności

Dziś wzruszenie jest nam bardzo potrzebne. W świecie cyfrowym, w którym otacza nas tyle nierealnych rzeczy, brakuje nam realnych postaci z krwi i kości, z których historią można spróbować się utożsamić.

To jest taka potrzeba ucieczki od codzienności, która jest dookoła. Tu też jest pewnie tajemnica powodzenia teatru. Po pandemii ludzie wrócili do teatru i naprawdę trudno jest dostać bilety, szczególnie na spektakle komediowe. Sam w tym uczestniczę i widzę, co się dzieje. Ludzie przychodzą, żeby zapomnieć, żeby się zabawić, żeby nie myśleć, przeżyć coś miłego, sympatycznego, wesołego, radosnego - wyliczał Barciś. Ten świat dookoła jest okropny i wszystko zmierza w jakimś złym kierunku. Nie wiadomo właściwie, co będzie jutro i nic dziwnego, że staramy się chociaż na chwilę o tym zapomnieć - dodał.

Artur Barciś w "Znachorze" wciela się w syna młynarza Prokopa - Wasylka, który po operacji źle zrośniętych kości zaczyna chodzić dzięki działaniom tytułowego bohatera. Aktor opowiadał o swojej współpracy z Jerzym Hoffmanem, który znany jest z perfekcjonizmu i dbania o każdy detal.

Był wymagający, ale też wszyscy zgadzaliśmy się na to. Wiedzieliśmy, że uczestniczymy w projekcie, który zasługuje na to, żeby być bardzo dobrym filmem. Atmosfera na planie była wspaniała. Jerzy Hoffman jest człowiekiem bardzo lubiącym aktorów. Wszystkich nas dopieszczał, czasem nawet komplementował. To dawało szczególnie takiemu młodemu aktorowi jak ja (to był mój debiut na dużym ekranie), taką wiarę w to, że jestem właściwym człowiekiem we właściwym miejscu - podkreślał Artur Barciś.

Plan filmowy w latach 80. wyglądał zupełnie inaczej niż obecnie

Dziś w czasie tworzenia filmu wszystko nagrywane jest cyfrowo. Każdą scenę można powtarzać wielokrotnie. Cyfrowy świat i możliwości technologiczne sprawiły, że praca aktora zmieniła się w stosunku do tego, co znamy z lat 80., gdy Jerzy Hoffman tworzył swojego "Znachora".

Trzeba było się bardzo koncentrować, bo każda pomyłka, jakieś przejęzyczenie powodowało, że trzeba było przerwać ujęcie i kręcić od nowa, a taśma już zmarnowana. Odpowiedzialność była duża, a w związku z tym był też stres. Teraz jest lepiej. Można kręcić bardzo dużą ilość dubli, aż będzie dobrze. Jedynym problemem jest czas, żeby zdążyć w określonym czasie to wszystko nakręcić. Dzień zdjęciowy jest bardzo precyzyjnie zaplanowany - wyjaśniał aktor.

To była dosyć duża produkcja ["Znachor" z 1982 r. - przyp.red.], więc były na to pieniądze. Ilość taśmy determinowała atmosferę na planie, bo film kręciło się na taśmie celuloidowej, którą kupowało się na Zachodzie za dewizy. Był odpowiedni przydział tej taśmy. Jeżeli było jej za mało, to wiadomo było, że nie można zrobić następnego dubla, bo już po prostu nie starczy taśmy na następną scenę. Najpierw bez kamery graliśmy daną scenę kilka razy, tak żeby wszystko było ustawione, a potem dopiero była włączona kamera. Najgorsze było to, że reżyser o tym, co nakręcił, dowiadywał się dwa tygodnie później, bo trzeba było te taśmy wywołać, potem to zmontować i pokazać na sali projekcyjnej. Dzisiaj reżyser ogląda to, co nakręcił natychmiast, na bieżąco, na planie - porównywał Barciś. Opowiadał też o nowej ekranizacji realizowanej przez Netflix:

Byłem bardzo sceptyczny, kiedy dowiedziałem się, że będzie realizowany nowy "Znachor". Kiedy dostałem propozycję zagrania w nim, poprosiłem o scenariusz i przeczytałem cały od deski do deski i muszę przyznać, że spodobał mi się. Czytało się to fantastycznie i rola, którą mi zaproponowano też była ciekawa - relacjonował Barciś. Wtedy nie było dronów, nie było takiej jakości kamer, tej całej otoczki, dzięki której film może być bogatszy wizualnie. Obsada też znakomita. Troszeczkę inne podejście do tych głównych postaci. To też mi się bardzo spodobało. Wydaje mi się, że to może być dużym sukcesem, szczególnie, że będzie prezentował to Netflix, czyli może być przebojem na skalę globalną - ocenił. 

Mam świadomość pewnego sceptycyzmu, bo jeżeli tamten był arcydziełem w swoim gatunku, no to drugiego arcydzieła na pewno się nie uda zrobić. Ile było wersji "Dumy i uprzedzenia", też kultowego filmu i nie wiadomo, która była lepsza, więc ja się nie uprzedzam i jestem bardzo ciekaw, jak to wyjdzie - podkreślał gość Marcina Jędrycha. 

Czy kino i teatr przetrwają?

Kino to jest bardzo szeroka paleta barw i myślę, że to dobrze, że widzowie będą mieli wybór. Dla każdego znajdzie się jakaś propozycja, więc nie obawiam się o przyszłość aktorstwa. Niedawno zadano mi pytanie, czy nie boję się, że niedługo cyfrowi aktorzy zastąpią tych prawdziwych? No właśnie nie, nie boję się. To jest po pierwsze zbyt kosztowne jak na razie, a poza tym: po co? Po co, skoro są żywi aktorzy, którzy mogą po prostu dobrze zagrać. Pewnych rzeczy też się nie da chyba wygenerować cyfrowo, przynajmniej na razie - komentował Artur Barciś, twierdząc też, że podobnie wieszczono już zmierzch teatru.

Teatr jest miejscem absolutnie wyjątkowym, niepowtarzalnym i nie da się tego do niczego porównać. Wieszczono już zmierzch teatru, kiedy pojawiło się kino, telewizja. A on ciągle żyje i też ma bardzo wiele różnych propozycji dla różnych widzów. Nie obawiam się, że będę musiał odejść na emeryturę, chociaż już jestem emerytem - dodał. 

Często zdarza się, że w drugi dzień świąt już gram w teatrze. To jest pewien cykl - od świąt do świąt. Taki czas, na który się czeka, za którym się tęskni. Ja też za nim zawsze tęsknię, bo pracuję bardzo dużo. Kiedy nadchodzą święta, mogę na chwilę wyhamować i pobyć z rodziną, pobyć z moimi najbliższymi. Wiosna jest zawsze taką porą roku, która pobudza do życia, która jest dawką optymizmu. Bardzo się cieszę, że mieszkam w Polsce. Nigdy się tu nie nudzimy. Tutaj mamy wszystko - podsumował gość Radia RMF24. 

Opracowanie: Emilia Witkowska

 

Po jeszcze więcej informacji odsyłamy Was do naszego internetowego Radia RMF24

Słuchajcie online już teraz!

Radio RMF24 na bieżąco informuje o wszystkich najważniejszych wydarzeniach w Polsce, Europie i na świecie.