W wieku 86 lat zmarł znany aktor Anthony Quinn. Choć zagrał w ponad stu filmach i zdobył dwa Oscary, w pamięci miłośników kina pozostanie zawsze jako Grek Zorba. To właśnie ta rola z 1964 roku zapewniła mu nieśmiertelność. "Zorba to ja" - mówił po tym występie Quinn i było w tym wiele racji.
Tak jak fikcyjny bohater, w swoim prawdziwym życiu Quinn musiał imać się wielu zajęć, by przeżyć i w końcu odnieść upragniony sukces. Przyszły aktor był pucybutem, zbieraczem owoców, elektrykiem, muzykiem, a nawet zawodowym bokserem. Po raz pierwszy pojawił się na ekranie kina w 45-sekundowym występie w filmie „Parole” z 1936- roku. Potem odtwarzał role Indian, często grał brutali. Sławę zyskał występem w oscarowym dziele "ViVa Zapata" z 1952 roku. Zdobył wtedy Oscara za rolę drugoplanową. Potem były role w „Dzwonniku z Notre Dame”, „Lawrence z Arabii”, „Działach Nawarony”, ‘La Stradzie” i właśnie w „Greku Zorbie.”
"Dla mnie aktorstwo to życie" - mówił Quinn. „Kocham żyć, więc żyję, kocham grać, więc gram...” W latach 90 jednak w wywiadach prasowych zaczął mówić, że aktorstwo go nudzi. "To bardzo trudny zawód, musisz być przygotowany na ciągłe odmowy i twoja skóra staję się twarda, jak u pancernika" - twierdził Quinn. Aktor zmarł w szpitalu w Bostonie. Przyczyną śmierci była prawdopodobnie niewydolność płuc.
foto EPA
12:35