Policja z Elbląga wyjaśnia, dlaczego 5-letnia dziewczynka wyszła dziś rano sama z przedszkola i bez opieki spacerowała rozkopanymi ulicami miasta. Jej losem zainteresował się przypadkowy przechodzień. "Nie tak to powinno być" - podkreślał w rozmowie z reporterem RMF FM. Ani dyrekcja przedszkola, ani opiekunka grupy nie wiedzą, jak to możliwe, że 5-latka zniknęła z budynku.
Pan Krzysztof, który zgłosił nam sprawę na Gorącą Linię RMF FM, zauważył samotne dziecko przy jednym z przejść dla pieszych około godz. 7 rano. Było ubrane bardzo skąpo, tylko w kapciach. Widzę, trzęsie się, jest przestraszone, rozpłakane - opisywał sytuację naszemu dziennikarzowi. Od dziewczynki usłyszał, że wujek odprowadził ją do przedszkola, ale drzwi od sali były zamknięte, więc ta chciała wrócić do domu.
Nasz słuchacz odprowadził więc dziecko z powrotem do przedszkola. Poszliśmy na ulicę Browarną. Wchodzę do środka, żadnej pani opiekunki nie ma. Kiedyś jak się wchodziło, to pani przejmowała dziecko. Patrzę, drzwi uchylone od kuchni. Jedna pani wyszła. Akurat dziewczynkę rozpoznała i pyta się, co się stało? - relacjonuje pan Krzysztof. To ja powinienem zapytać, co się stało. Nie wiem, czy to znieczulica, czy co? O, wyszło sobie, no to się znalazło, to jest dobrze. Nie tak to powinno być moim zdaniem - mówi nasz słuchacz.
Dyrektor przedszkola oficjalnie nie chciała rozmawiać z naszym reporterem. Poza mikrofonem tłumaczyła jedynie, że przyprowadzający zostawił dziecko w szatni i nie dopełnił procedur - powinien poinformować opiekunkę i podpisać specjalną kartę frekwencji. Przyznaje jednak, że dziecko było w przedszkolnej szatni i zostało przebrane. W przedszkolu do godziny 7:30 dzieci zostawiać można w tzw. pokoju zbiorczym, który jest naprzeciwko szatni. Później rodzice są zobowiązani odprowadzać je bezpośrednio do odpowiednich sal. Ani dyrektor, ani opiekunka grupy, do której chodzi 5-letnia dziewczynka nie potrafiły odpowiedzieć, jak to możliwe, że dziecko wyszło przez nikogo niezauważone najpierw z szatni, a później z budynku przedszkola. Dyrektor tłumaczyła, że być może nauczycielka odprowadzała akurat większą grupę dzieci z pokoju zbiorczego do ich sal.
Sprawę bada policja. Na razie funkcjonariusze ustalili, że do przedszkola odprowadził dziewczynkę partner matki dziecka. Wprowadził dziecko do szatni. Dziecko miało się przebrać. Mężczyzna wyszedł i dziecko wyszło. Prawdopodobnie chciało jeszcze coś temu mężczyźnie przekazać. Coś powiedzieć. Będziemy rozmawiali z dyrekcją o tych procedurach, które tam panują i czy one nie zostały naruszone. Musimy być pewni, w jaki sposób to funkcjonuje i czy rzeczywiście dziecko mogło same wyjść z przedszkola - mówi Jakub Sawicki, rzecznik prasowy policji w Elblągu.
Warto zaznaczyć i przypomnieć rodzicom przedszkolaków, że zgodnie z procedurami rodzice są zobowiązani osobiście powierzyć dziecko nauczycielowi, co oznacza, że muszą wprowadzić je do sali zabaw. Z drugiej strony oczywistym wydaje się, że pracownicy przedszkola powinni wiedzieć, kto do budynku wchodzi i kto z niego wychodzi. Zwłaszcza rano, kiedy drzwi są otwarte dla wszystkich.
(MRod)