Zatonięcie luksusowego jachtu Bayesian niedaleko brzegów Sycylii było "wydarzeniem nagłym i niespodziewanym" - przyznał prokurator Raffaele Cammarano, który koordynuje śledztwo dotyczące katastrofy. Zginęło w niej siedem osób, wśród nich przedstawiciele świata brytyjskiego biznesu i finansów. 15 osób uratowano.
Ciała ofiar, w tym właściciela jachtu, brytyjskiego miliardera Mike’e Lyncha i jego 18-letniej córki, nurkowie wydobyli spod pokładu podczas bardzo trudnej kilkudniowej operacji. Jednostka leży na głębokości prawie 50 metrów.
Jacht stojący na redzie zatonął w ciągu kilkudziesięciu sekund w trakcie trąby powietrznej w poniedziałek nad ranem.
Prokurator poinformował podczas konferencji prasowej na Sycylii, że nie wiadomo, czy na pokładzie była czarna skrzynka. Nie mamy co do tego pewności, bowiem w tej fazie operacja była skoncentrowana na poszukiwaniach ludzi - powiedział.
W ocenie prokuratora należy poczekać na podniesienie jachtu z dna, a to - zdaniem ekspertów - wymaga opracowania specjalnego planu operacyjnego.
Cammarano zaznaczył, że uratowani członkowie załogi nie zostali poddani testom na obecność alkoholu i narkotyków w organizmie.
Byli bardzo wycieńczeni, w szoku i potrzebowali pomocy medycznej - oznajmił. Ogłosił też, że te osoby mogą opuścić Sycylię, ale muszą pozostać do dyspozycji włoskich śledczych, by złożyć kolejne zeznania.
Według prokuratury wszystko wskazuje na to, że pasażerowie, którzy zginęli, spali w chwili katastrofy w kabinach. Ciała tych osób znaleziono pod pokładem. Wcześniej ekipy ratownicze przekazały, że ludzie ci próbowali się stamtąd wydostać.
Komendant kapitanatu portu w Palermo Raffaele Macauda powiedział podczas spotkania z dziennikarzami, że w dniu tragedii w rejonie Palermo nie zapowiadano burz.