Silvio Berlusconi, lider koalicji włoskiej centroprawicy startującej w wyborach 4 marca, powiedział, że widzi siebie w roli "reżysera" na scenie politycznej. Przyznał, że na razie za wcześnie jest, by mówić, czy będzie kandydował na urząd prezydenta. Podkreślił też, że nigdy nie chciał zajmować się polityką.
Jeśli moja rola reżysera sprawdzi się, nie ma potrzeby, bym wracał do parlamentu - oświadczył Berlusconi, który w ramach kampanii przedwyborczej był gościem redakcji dziennika "Corriere della Sera". Tak odpowiedział na pytanie o to, czy chce ponownie zostać parlamentarzystą, gdyby korzystne dla niego orzeczenie wydał Europejski Trybunał Praw Człowieka, w którym zaskarżył zastosowanie wobec niego ustawy o osobach prawomocnie skazanych. Na jej mocy otrzymał 6-letni zakaz pełnienia funkcji publicznych jako skazany za oszustwa podatkowe w jego telewizji Mediaset. Z powodu tego wyroku w listopadzie 2013 roku Berlusconi został pozbawiony mandatu senatora.
Dziennikarze mediolańskiej gazety pytali go również o to, czy rozważa możliwość kandydowania na prezydenta w 2022 roku, gdy będzie miał 85 lat.
Nie wiem, zobaczymy, to nie jest teraz moment, by o tym mówić. Nigdy nie było to moje marzenie, nie chciałem zajmować się polityką - odparł obecny na scenie politycznej od 24 lat lider Forza Italia. Zaangażowałem się w politykę, by nie dopuścić do tego, aby zaczęli rządzić komuniści - tłumaczył.
W programie bloku centroprawicy jest wprowadzenie bezpośrednich wyborów prezydenta kraju. Obecnie jest on wybierany przez Zgromadzenie Narodowe.
Koalicja Forza Italia, Ligi Północnej i Braci Włoch prowadzi w sondażach przed wyborami parlamentarnymi. Według nich może otrzymać ok. 35 procent głosów, co jednak nie wystarczy do samodzielnego utworzenia rządu.
(mn)