Jeszcze kilka konkursowych pokazów, jutro Złoty Lew i 65. Festiwal Filmowy w Wenecji przejdzie do historii. A nie odejdzie bynajmniej w blasku chwały, choć to jego jubileuszowe wydanie. Obserwatorzy imprezy zgodnie twierdzą, że była dość słaba.
Gazeta "La Repubblica" napisała nawet, że z weneckiego ekranu powiało nudą. Zaczęło się wprawdzie fajerwerkami, czyli komedią szpiegowską braci Coen, ale potem nastąpiło wyraźne uśpienie. Gwiazdy na festiwalu też nie dopisały. Gdyby nie George Clooney, Brad Pitt, Charlize Theron i Natalie Portman łowcy autografów nie mieliby nawet czym zapełnić swoich notesików.
Festiwal w Wenecji padł po części ofiarą strajku scenarzystów. To z jego powodu wielu hollywoodzkich twórców nie zdążyło skończyć filmów na czas. Zyskał na tym między innymi mocno konkurujący z Wenecją inny włoski festiwal – w Rzymie. To tam, zamiast na Lido, pokazany zostanie film "Righteous Kill" z Alem Pacino i Robertem de Niro.