Setki tysięcy Koreańczyków szczelnie wypełniły dzisiaj największy plac w Phenianie, by wziąć udział w drugim dniu uroczystości żałobnych po śmierci przywódcy Północy Kim Dzong Ila. "Wielkie serce towarzysza Kim Dzong Ila przestało bić. Jego przedwczesne odejście to wielka, niewyobrażalna strata dla partii i rewolucji" - mówił przewodniczący prezydium Najwyższego Zgromadzenia Ludowego Kim Yong Nam, który wykonuje zarazem protokolarne funkcje głowy państwa.
Najmłodszy syn Kim Dzong Ila, wyznaczony na jego następcę Kim Dzong Un przypatrywał się uroczystościom z balkonu pobliskiego budynku, otoczony najwyższymi dygnitarzami partyjnymi i wojskowymi. Przez Kim Yong Nama został ogłoszony "najwyższym przywódcą partii, armii i narodu", który "odziedziczył po ojcu poglądy, charakter oraz sprawę rewolucyjną".
Uroczystości pogrzebowe zmarłego 17 grudnia Kim Dzong Ila rozpoczęły się wczoraj wczesnym rankiem czasu polskiego. Pochód wyruszył z mauzoleum Kumsusan, gdzie przez ostatnie dni wystawiona była trumna z ciałem dyktatora. Na czele jechała czarna limuzyna z ogromnym portretem przywódcy. Za nią - następne auto z wielkim bukietem białych kwiatów i trzeci pojazd z przykrytą czerwoną draperią trumną z ciałem Kima. Obok szedł jego syn Kim Dzong Un. Za karawanem maszerował oddział warty honorowej z niklowanymi automatami w rękach, otoczony przez wojskowe samochody terenowe. Pochód zamykały dziesiątki mercedesów wiozących dygnitarzy partyjnych i wojskowych.
Kawalkada zatoczyła w stolicy 40-kilometrowy krąg i powróciła do Kumsusan. Na trasie jej przejazdu stały setki tysięcy Koreańczyków, demonstrujących urzędową rozpacz po śmierci dyktatora. Były płacze, okrzyki i rzucanie się na zamarzniętą ziemię.