W liście zaadresowanym do prezydenta Baracka Obamy była silnie trująca rycyna - wynika ze wstępnej analizy FBI. Podobna przesyłka trafiła także do biura jednego z senatorów. FBI ocenia jednak wstępnie, że nie ma związku między listami a zamachami Bostonie.
Rzecznik prezydenta USA Jay Carney potwierdził na konferencji prasowej, że FBI prowadzi śledztwo w sprawie podejrzanego listu zaadresowanego do Obamy. List przechwycono w instytucji, która prześwietla pocztę dla Białego Domu. Zgodnie z procedurami, został następnie skierowany na dalsze testy w miejsce gwarantujące bezpieczeństwo ludności.
Podobna podejrzana przesyłka została też wysłana do biura senatora Rogera Wickera z Missisipi.
Oba listy są przedmiotem śledztwa FBI. Prezydent został poinformowany o sytuacji przez funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa - oświadczył na konferencji prasowej Carney. Pytany o związek listów z poniedziałkowymi wybuchami przy mecie maratonu w Bostonie, podkreślił, że "FBI nie widzi związku".
Samo Federalne Biuro Śledcze poinformowało, że zgodnie ze wstępnymi testami w obu listach znaleziono potencjalnie trującą rycynę. Dalsze badania są jednak konieczne, by wyeliminować możliwość pomyłki.
Listy były wysłane z Memphis w stanie Tennessee z datą 8 kwietnia (czyli przed wybuchami w Bostonie). Jak informuje AP, zostały podpisane przez osobę, określającą się jako "KC". I am KC and I approve this message - napisał autor listów, nawiązując do popularnego w kampanii wyborczej sformułowania, kończącego spoty wyborcze Obamy: I am Obama and I approve this message.
FBI poinformowała, że kontynuuje śledztwo, by zidentyfikować nadawcę listów. Na razie nikt nie został aresztowany, ale - jak podała AP - zdaniem senator Claire McCaskill, policja sprawdza już podejrzanego o wysłanie podejrzanej poczty. Według słów senator, chodzi o osobę, która "wysyła mnóstwo listów do członków" Kongresu. Nie zostało to jednak oficjalnie potwierdzone.