Nie powtórzy się już sytuacja sprzed roku, kiedy od wyników wyborów zależała przyszłość zagranicznej polityki Ukrainy. Bez względu na to, kto będzie rządził, Kijowa nie czeka drastyczna zmiana kursu.
Wszystko zależy oczywiście od tego, kto będzie rządził, a już pojawiają się spekulacje o możliwych układach koalicyjnych. Dojść może nawet do sojuszu pomarańczowo-błękitnego, skupiającego siły odpowiedzialne za przeprowadzenie Pomarańczowej Rewolucji oraz obóz im przeciwny.
Jednak tuż po zakończeniu wyborów sam szef zwycięskiej – według pierwszych wyników – Partii Regionów, Wiktor Janukowycz, mówił, że dla niego w tym samym stopniu liczy się Moskwa jak i Bruksela. O zmierzchu rosyjskiej dominacji mówią także politolodzy z Doniecka – przyczółka przeciwników Pomarańczowej Rewolucji sprzed roku. - Jasno widać, że Ukraina pozbywa się Rosji jako Wielkiego Brata i od razu na to miejsce chce wejść Polska - twierdzi Tatiana Malerenko.
Jednak kijowski punkt widzenia – jeśli chodzi o rolę Polski – jest inny. Komentator Mykoła Wereseń uważa, że kraj nie może zostać zwyczajnie podzielony na strefy wpływów – na Krymie Turcji, na zachodzie kraju – Polski, zaś na wschodzie – Rosji. Ukraina w dążeniu na Zachód nie może zupełnie ignorować Rosji – każdy rząd w Kijowie będzie musiał to uwzględnić.
Po przeliczeniu połowy oddanych głosów wiadomo, że zwycięzcą głosowania została Partia Regionów Wiktora Janukowycza, której kandydatów wybrało ponad 27 procent głosujących. Na drugim miejscu znajduje się Blok Julii Tymoszenko z poparciem o 4 procent niższym. Nasza Ukraina prezydenta Wiktora Juszczenki zgromadziła ponad 16 procent poparcia. Do Rady Najwyższej wejdą także deputowani Socjalistycznej Partii Ukrainy (niespełna 7 procent głosów) oraz Komunistyczna Partia Ukrainy (ponad 3,5 procent).