Pomarańczowa rewolucja 2004 roku przyniosła Ukrainie wolność - to jedyna kwestia, w jakiej zgadzają się ze sobą prezydent Wiktor Juszczenko i premier Julia Tymoszenko. W niedzielę na Ukrainie obchodzono piątą rocznicę pomarańczowej rewolucji. Dwójka dawnych sojuszników świętowała jednak osobno.
Tymoszenko i Juszczenko są dziś nieprzejednanymi wrogami i największymi konkurentami w zaplanowanych na styczeń wyborach prezydenckich. Dlatego niedzielną rocznicę uczcili oddzielnie, występując wieczorem w przychylnych im stacjach telewizyjnych.
To święty dla mego narodu dzień: jesteśmy wolni. Naszej wolności nikt nam nie podarował. Dzisiaj musimy odpowiedzieć sobie na kolejne pytanie: czy jesteśmy wielkim państwem czy wielkim satelitą. Nasza droga do wolności dopiero się rozpoczęła - podkreślił podczas transmitowanego na żywo przez telewizję państwową wystąpienia w Ukraińskim Domu w Kijowie prezydent Juszczenko.
Jestem przekonana: Majdan nie poszedł na marne. (...) Ludzie nie stali na nim ani za Juszczenkę, ani za Janukowycza. Ludzie stali tam, broniąc siebie samych i broniąc Ukrainy - oznajmiła natomiast Tymoszenko w przemówieniu, transmitowanym przez stacje telewizyjne podczas mowy Juszczenki.
Według ukraińskich komentatorów, obecna niechęć Juszczenki do Tymoszenko jest tak silna, że - jeśli w drugiej turze wyborów prezydenckich zmierzy się ona z byłym premierem Wiktorem Janukowyczem - urzędujący prezydent poprze tego ostatniego. Tymoszenko nigdy nie stanie się prawdziwą Ukrainką, a z Janukowycza można Ukraińca zrobić - miał nawet powiedzieć kiedyś Juszczenko.
W wyznaczonych na styczeń wyborach obecny prezydent nie ma praktycznie szans na reelekcję. Sondaże dają mu dziś od 3 do 7 procent poparcia. Faworyt rankingów, Janukowycz, może liczyć na około 28 procent, a premier Tymoszenko na 20 procent głosów.