"Nie mamy namiotów, wszyscy mieszkają na zewnątrz. Ludzie są załamani, życie stanęło. Panuje panika" - mówi Kemal Balci, mieszkaniec prowincji Wan, gdzie w niedzielę doszło do silnego trzęsienia ziemi. "Wan cofnęło się o 10 lat. Pomoc dociera tu za późno. Nie mamy pracy, chleba, wody, a moja rodzina liczy dziewięć osób" - dodał.
W regionie nawiedzonym przez kataklizm temperatura w nocy spada do 2 stopni Celsjusza. Życie zamieniło się w piekło. Jesteśmy na zewnątrz, jest zimno. Brakuje namiotów - skarżył się mieszkaniec Ercis, Emin Kayram. Noc z poniedziałku na wtorek spędził wraz z ośmioosobową rodziną w mikrobusie zaparkowanym obok budynku, pod którego gruzami uwięziony jest jego siostrzeniec. Ma 18 lat. Jest studentem. Nadal jest tam uwięziony. Nie możemy tracić nadziei. Musimy czekać - powiedział Kayram.
Ludzie szukają namiotów lub bezpiecznych miejsc, w których mogą się schronić. Brakuje wielu rzeczy - powiedział Can Bayram, którego rodzina mieszka w Wan. Kobiety i dzieci są w drodze do Ankary lub Stambułu, gdzie przyjmą ich krewni - dodał.
Wielu mieszkańców oskarża rząd w Ankarze o złą organizację i powolne dostarczanie pomocy, m.in. namiotów, do rejonów, zamieszkanych w większości przez mniejszość kurdyjską.
Według analityków, to, jak szybko rządowi w Ankarze uda się dostarczyć krótko- i długoterminową pomoc może mieć konsekwencje polityczne dla tego biednego i ogarniętego kurdyjskim separatyzmem regionu. Jeśli chcemy trafić do serc naszych braci Kurdów, powinniśmy działać teraz. Powinniśmy pokonać Partię Pracujących Kurdystanu tym podejściem. Jest ono skuteczniejsze od broni - powiedział analityk Mehmet Ali Birand.
Pomoc Turcji zaoferowało kilkanaście krajów, w tym Izrael, ale rząd dotychczas przyjął jedynie oferty z Bułgarii, Azerbejdżanu i Iranu - pisze Reuters.
Premier biegnie na pomoc Palestynie lub Somalii, prawie rozpoczyna wojnę z Izraelem, ale nie rusza palcem, gdy chodzi o jego ludzi - powiedział 18-letni Emrullah. Odrzuca pomoc z całego świata, ale my tu potrzebujemy namiotów - dodał.