Korespondentka „Die Tageszeitung” w Polsce z wilczym biletem? Niemiecki dziennik twierdzi, że dziennikarka po 20 latach pobytu w Polsce może pakować walizki, bo nie chcą z nią rozmawiać polscy politycy. Wg gazety, to zemsta za satyrę na prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
Niemieckie władze nie przeprosiły polskiego prezydenta za wolną prasę, i nic dziwnego. Także dziennik "Tageszeitung" nie przeprasza i nie ubolewa. Wręcz przeciwnie, redakcja nie rozumie całej sytuacji i tłumaczy, że najwyraźniej polscy politycy nie wiedzą, czym jest satyra.
Dziennikarze sami jednak przyznają, że wywołali skandal dyplomatyczny. W dzisiejszym artykule możemy przeczytać, że teraz nikt nie chce w Polsce rozmawiać z reporterami „Die Tageszeitung”, a warszawska korespondentka Gabrielle Lesser otrzymała kilka anonimowych telefonów z pogróżkami. Rzecznik polskiego MSZ Andrzej Sadoś miał jej powiedzieć, że nigdy więcej nie będzie już z nią rozmawiać. Dziennikarka może właściwie zacząć pakować walizki - pisze „Die Tageszeitung”
Dziennikarka, z którą rozmawiał reporter RMF Tomasz Skory, potwierdza te doniesienia. Nie chce jednak komentować całej sytuacji. Jak mówi, każde dodatkowe słowo z jej strony może tylko zaognić sprawę i spowodować kolejną falę telefonów z pogróżkami.
Nic nie rozumiem. (…) Nie napisałam tego artykułu. Oficjalnie jednak nikt nie chce już ze mną rozmawiać - mówi Lesser. Korespondentka niemieckiego dziennika podkreśla, że nigdy wcześniej nie miała problemów z polskim resortem spraw zagranicznych. Wciąż figuruje na oficjalnej liście akredytowanych w Polsce dziennikarzy zagranicznych. Utrudnianie jej kontaktu z MSZ, traktuje jako bardzo drastyczny krok ze strony polskiej dyplomacji.
Innego zdania jest natomiast Andrzej Sadoś. Rzecznik Ministerstwa Spraw Zagranicznych wyjaśnia, że korespondentka rzeczywiście z nim wczoraj rozmawiała, ale nie mógł jej poświęcić zbyt wiele czasu, bo brał udział w uroczystościach rocznicy pogromu Żydów w Kielcach.
Sadoś podkreśla, że nie powiedział korespondentce niemieckiego dziennika, że nigdy więcej nie będzie z nią rozmawiał. Taka wypowiedź nie miała miejsca. Mogę sobie to tłumaczyć na dwa sposoby. Pierwszy, tj. kwestia jakości połączeń telefonicznych i znajomości języka – pani Lesser rozmawiała w języku polskim ze mną. Być może źle zrozumiała intencję mojej wypowiedzi. Co do drugiej możliwości, wolałbym się nie wypowiadać - stwierdza rzecznik resortu dyplomacji.
MSZ najwyraźniej łagodzi ton zadrażnienia z niemiecką gazetą. Sadoś prywatnie jednak stwierdził, że dla niego „Die Tageszeitung” nie jest nawet prasą bulwarową.