Brytyjski minister spraw zagranicznych William Hague porównał dziś sytuację w Syrii do tej, jaka panowała w Bośni 20 lat temu. Polityk nie wykluczył interwencji wojskowej w kraju rządzonym przez Baszara Asada. "Syryjczycy nie są w stanie decydować o swojej przyszłości, jeśli nadal się zabijają, jeśli ich ciała są palone, jeśli obserwatorzy są zabijani" - stwierdził.
Sytuacja w Syrii nie jest podobna do sytuacji w Libii w ubiegłym roku, gdzie dokonaliśmy udanej interwencji dla ratowania ludzkiego życia. Bardziej przypomina Bośnię z lat 90. na krawędzi wojny domowej, gdzie mieszkańcy sąsiednich wsi atakowali się nawzajem i zabijali - powiedział szef brytyjskiej dyplomacji, nawiązując do wojny w Bośni i Hercegowinie w latach 1992-1995. Odniósł się także do deklaracji Moskwy, która wciąż ponawia swój sprzeciw wobec ewentualnego użycia siły wobec Damaszku. W sobotę szef rosyjskiego MSZ Siergiej Ławrow wyraził opinię, że Rosja przyjęłaby z zadowoleniem sytuacje, w której Baszar Asad zrezygnowałby z władzy, gdyby sami Syryjczycy porozumieli się między sobą w tej sprawie.
To jest dokładnie to, czego pragniemy - powiedział Hague. Ale oni nie są w stanie decydować o swojej przyszłości, jeśli nadal się zabijają, jeśli ich ciała są palone, jeśli obserwatorzy są zabijani - dodał.
Łączną liczbę ofiar śmiertelnych trwającego od marca ubiegłego roku powstania przeciwko Baszarowi Asadowi szacuje się na 13,4 tysięcy. Ofiary to w znacznej większości cywile.