Norweski gaz, płynący do Polski podmorskim rurociągiem już za trzy lata to tylko życzenie. Rząd przekonuje wprawdzie, że projekt „Baltic Pipe” zostanie zrealizowany za 2,5 roku, jednak jak ustalił reporter RMF FM, ta data jest raczej nierealna.
Wszystko przez obowiązek przestrzegania międzynarodowych konwencji, na które sami powołujemy się, chcąc opóźnić budowę rosyjsko-niemieckiej podmorskiej rury, która ma omijać Polskę.
Polska rura będzie podlegać tym samym procedurom co niekorzystny dla nas gazociąg rosyjsko-niemiecki. Reguluje to konwencja ESPO. Kiedy powstanie projekt, będziemy musieli powiadomić o nim wszystkie kraje basenu Morza Bałtyckiego. Te mogą składać postulaty, które trzeba będzie uwzględnić. Ale minister gospodarki Piotr Woźniak jest optymistą: Jesteśmy w stanie – jak sądzę – zamknąć to mniej więcej na jesieni 2008 roku. To jest proces uzgodnieniowy.
Tymczasem konsultacje mogą się zacząć najwcześniej z końcem roku. O tym, jak długo mogą potrwać mówi Artur Kawicki z ministerstwa środowiska, który przytacza przykład zgody na wydobycie żwiru z Bałtyku: Przeprowadzenie tej procedury zajęło półtora roku. Procedury łatwej i nieskomplikowanej, ponieważ tylko jedno państwo było włączone w to. Państwo, które nie robiło trudności. Wychodziło naprzeciw polskim interesom. Tu z kolei jest 8 krajów, a wśród nich Niemcy i Rosja, którzy już teraz mają problem z konsultacjami - także za naszą sprawą.