Dalsza obecność polskiego kontyngentu w Iraku i amerykańska pomoc w modernizacji naszej armii to główne tematy wizyty polskiego ministra obrony w USA. Radosław Sikorski to pierwszy polityk ekipy Kazimierza Marcinkiewicza, który przyleciał do Waszyngtonu.
Przed ministrem Sikorskim zadanie bardzo trudne – przez zostanie lata obecny szef MON pracował w Waszyngtonie jako szef Nowej Inicjatywy Atlantyckiej i bezlitośnie krytykował lewicowe rządy za to, że Polska nie została odpowiednio wynagrodzona za misję w Iraku. Teraz więc musi odnieść sukces i coś z tej wizyty przywieźć.
Sikorski liczy przede wszystkim na dodatkowe pieniądze na modernizację polskiej armii, ale zważywszy, ile problemów było z obiecanymi Polsce, legendarnymi już 100 mln - wielkiego sukcesu raczej spodziewać się nie należy. Tym bardziej że Sztab Generalny oświadczył, że misję chce przedłużyć. Amerykanie nie czują więc, że Polakom muszą coś dać.
Efekty wizyty poznamy we środę po spotkaniu Sikorskiego z sekretarzem obrony Donaldem Rumsfeldem. Najbliższe dni minister spędzi na spotkaniach w organizacjach zajmujących się międzynarodową współpracą obronną. Będzie rozmawiał z ludźmi, którzy doskonale go znają, ale wpływu na decyzje Białego Domu nie mają.