W okolicy moskiewskiego teatru, w którym czeczeńscy terroryści przetrzymują kilkaset osób, po raz kolejny słychać było strzały. Prawdopodobnie było to ostrzeżenie dla rosyjskich służb specjalnych, by nie zbliżały się do budynku. Czeczeni wkroczyli do teatru wczoraj wieczorem. Żądają wstrzymania walk w tej rosyjskiej republice.
Do sali teatru w byłym domu kultury przy moskiewskiej fabryce łożysk, nieopodal stacji metra Proletarska, wtargnęła wczoraj wieczorem grupa kilkunastu, a wg innych źródeł do 40 napastników, także kobiety. Zamknęli salę, biorąc wszystkich widzów za zakładników (wg różnych źródeł od 400 do 1000). Według polskiej ambasady prawdopodobnie nie ma wśród nich Polaków.
Terroryści swe ostrzeżenia i żądania przekazują za pośrednictwem telefonów komórkowych, należących do zakładników. Wypuścili z teatru dzieci i wyznawców islamu - w sumie około 150 osób, później zaminowali budynek. Nielicznym udało się uciec. Według świadków Czeczeni mają na sobie kamizelki z przytroczonymi materiałami wybuchowymi.
W nocy terroryści poinformowali, że są gotowi wypuścić kolejne osoby pod warunkiem, że będą mogli spotkać się z Achmedem Kadyrowem, szefem promoskiewskiej administracji Czeczenii. Kadyrow oświadczył jednak, że żądania terrorystów to prowokacja, dzięki której mają oni zyskać na czasie.
Na miejsce zdarzenia wezwano jednostkę antyterrorystyczną Alfa i milicyjne oddziały specjalne (SOBR i OMON), jednak Rosjanie zapowiedzieli, że nie będą szturmować budynku. Atak na teatr jest wykluczony, gdyż ofiar byłoby zbyt wiele. Specjaliści ze służb specjalnych doskonale zdają sobie z tego sprawę, tym bardziej, że napastnicy grożą wysadzeniem budynku w razie szturmu milicji. Pozostają więc negocjacje.
RELACJE ŚWIADKÓW
Czeczeni przedstawili się jako "kamikadze z 29. dywizji". Dowodzi nimi Mowsar (zwany też Mansurem) Barajew. Mowsar jest kuzynem Arbiego Barajewa, wpływowego i kontrowersyjnego czeczeńskiego dowódcy polowego, poległego latem 2001 roku w potyczce z wojskami rosyjskimi. Niektórzy twierdzą, że w ten sposób Moswar chce pomścić śmierć wuja.
O zwolnienie zakładników zaapelował mufti Czeczenii, Ahmad Chadżi Szamajew. Terroryści nie mają narodowości. Proponujemy pomoc w negocjacjach z nimi - powiedział przywódca duchowy Czeczenów.
W przeszłości Czeczeni przeprowadzali podobne operacje w czasie tzw. I wojny czeczeńskiej. Najsłynniejsze z nich to atak na szpitale w Budionowsku (1996) i w Kizlarze (1996). Oba zakończyły się masakrą cywilów i skłoniły w końcu Moskwę do wycofania wojsk z tej zbuntowanej republiki.
NAJWIĘKSZE ATAKI TERRORYSTYCZNE W ROSJI
NAJWIĘKSZE ZAMACHY W LATACH 90.
Nie dziwi więc też obecne żądanie. Takie postulaty od dawna słychać wśród Czeczenów i rosyjskich obrońców praw człowieka. Ten pomysł jednak odrzuca Kreml twierdząc, że sytuacja w Czeczenii znajduje się pod kontrolą. Rosyjscy politycy mówią nawet, że w Czeczenii nie ma żadnej wojny. Trwa tam zwyczajna akcja policyjna. Władze odrzucają wszelkie sugestie na temat ewentualnych rozmów pokojowych i zawieszenia broni.
Foto: Telewizja NTV
07:30