Ambasadorowi Polski w Rosji Wojciechowi Zajączkowskiemu przekazany został stanowczy protest z powodu burd, do jakich doszło przed ambasadą Rosji w Warszawie - poinformowało MSZ w Moskwie. Rosja żąda od polskich władz oficjalnych przeprosin.
Rosyjskie MSZ podkreśliło, że rosyjskiej misji dyplomatycznej w Polsce wyrządzono szkody materialne, a jej funkcjonowanie przez kilka godzin było zablokowane, co stanowi brutalne pogwałcenie przez polskie władze konwencji wiedeńskiej o stosunkach dyplomatycznych.
Ambasador Wojciech Zajączkowski spędził w siedzibie rosyjskiego resortu dyplomacji zaledwie dwadzieścia minut. Po wyjściu z budynku nie odezwał się do dziennikarzy ani słowem. Jak informował korespondent RMF FM Przemysław Marzec, dyplomata wsiadł do samochodu i od razu odjechał.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video
Podczas przemarszu ktoś podpalił budkę strażnika pilnującego rosyjskiej placówki w stolicy. Na ogrodzeniu ambasady wywieszono też transparent.
W Kontrwywiadzie RMF FM szef MSW powiedział, że wśród 72 zatrzymanych uczestników marszu są osoby podejrzewane o atak na ambasadę Rosji i o spalenie tęczy na pl. Zbawiciela. Została zatrzymana jedna osoba podejrzewana o podpalenie na placu Zbawiciela i trzy osoby, co do których istnieje podejrzenie, że to właśnie one dokonywały agresji na terenie ambasady - dodał Bartłomiej Sienkiewicz.
Z poniedziałku na wtorek władze Moskwy wzmocniły ochronę ambasady RP. Pojawiły się tam dodatkowe siły policyjne. Teren wokół placówki jest patrolowany przez funkcjonariuszy uzbrojonych w broń automatyczną. Przed gmachem stoi kilka wozów policyjnych.
Wczoraj polskie MSZ wyraziło "głębokie ubolewanie" w związku z agresywnym zachowaniem oraz incydentami ze strony uczestników "Marszu Niepodległości" z udziałem Młodzieży Wszechpolskiej i Obozu Narodowo-Radykalnego. "Tego typu zachowanie w stosunku do misji dyplomatycznej zasługuje na zdecydowane potępienie i nie licuje z godnymi obchodami święta niepodległości 11 listopada" - napisał rzecznik MSZ Marcin Wojciechowski.Dziś w południe zaplanowano z kolei konferencję podczas której rosyjski ambasador w Warszawie ma wygłosić oświadczenie, w którym pojawi się rosyjska ocena tego co wydarzyło się w pobliżu ambasady FR w stolicy. Ma w nim również znaleźć się zapowiedź kroków dyplomatycznych, które zamierza podjąć Moskwa. Dyplomata z którym rozmawiał reporter RMF FM Krzysztof Zasada, nie chciał ujawnić szczegółów. Zasugerował jedynie, że będzie to wymiana not dyplomatycznych.
Rosyjskie MSZ z zadowoleniem miało też przyjąć poniedziałkową reakcję polskiego resortu spraw zagranicznych, który wyraził ubolewanie z powodu zamieszek podczas Marszu Niepodległości.
Agencja Interfax podkreślała, że "uczestnicy marszu polskich nacjonalistów w Warszawie obrzucili terytorium rosyjskiej ambasady butelkami, racami i petardami". RIA-Nowosti informowała, że "terytorium ambasady nie ucierpiało". Agencja podała, że policja użyła armatek wodnych przeciwko rzucającym petardy i race. Z kolei anglojęzyczna telewizja Russia Today poinformowała, że "na sąsiedniej ulicy policja zmuszona była użyć przeciwko uczestnikom manifestacji gazu łzawiącego".
Informując o burdach przed ambasadą, popularny portal NEWSru.com zauważył, że "już w przeszłości bezpieczeństwo rosyjskiej misji dyplomatycznej w Polsce pozostawiało wiele do życzenia". Jako przykład wymienił "brutalne pobicie przez chuliganów w sierpniu 2005 roku trójki dzieci rosyjskich dyplomatów".
UG