Pakistańscy komandosi podjęli dziś rano próbę wejścia na teren kompleksu Czerwonego Meczetu w Islamabadzie, od sześciu dni okupowanego przez radykałów islamskich. W trakcie akcji zginął dowódca oddziału komandosów.
Armia wysadzała w powietrze część muru, otaczającego świątynny kompleks, by w ten sposób umożliwić ucieczkę przez wyłomy przetrzymywanym w środku setkom kobiet i dzieci. Istnieje bowiem obawa, że w ostatecznej rozgrywce ludzie ci mogą zostać
wykorzystani w charakterze żywych tarcz przez broniących się radykałów. Islamskie bojówki odpowiedziały na akcję komandosów ogniem, zabijając dowódcę grupy.
Czerwony Meczet od wtorku pozostaje otoczony przez wojsko. Według oficjalnych danych, w starciach na miejscu zginęło 21 osób - radykałowie islamscy twierdzą jednak, że liczba śmiertelnych ofiar sięga już trzystu ludzi. Takie dane przedstawił w niedzielę rano w wywiadzie udzielonym telewizji pakistańskiej lider radykałów mułła Abdul Raszid Ghazi. Władze Pakistanu określiły jego słowa jako "zwykłe kłamstwo".
Prezydent Pakistanu Pervez Musharraf apelował w sobotę do radykałów okupujących Czerwony Meczet, by się poddali; ostrzegł, że w przeciwnym razie mogą zginąć. Ghazi wcześniej już wykluczał poddanie, stwierdzając, że "woli męczeńską śmierć".
Radykałowie z Czerwonego Meczetu od dłuższego czasu otwarcie przeciwstawiają się pakistańskim władzom. Jednym z ich głównych żądań jest wprowadzenie w Pakistanie szarijatu, czyli prawa koranicznego.