Co najmniej dwie osoby zginęły w tak zwanej powodzi błyskawicznej na greckiej wyspie Kreta. Ulewne deszcze sprawiły, że z górskich zboczy na znajdujące się na wybrzeżu miejscowości spłynęły rzeki wody, porywając ze sobą samochody i drzewa.

REKLAMA

/ NIKOS CHALKIADAKIS / PAP/EPA
/ NIKOS CHALKIADAKIS / PAP/EPA
/ NIKOS CHALKIADAKIS / PAP/EPA
/ NIKOS CHALKIADAKIS / PAP/EPA
/ NIKOS CHALKIADAKIS / PAP/EPA
/ NIKOS CHALKIADAKIS / PAP/EPA
/ NIKOS CHALKIADAKIS / PAP/EPA
/ NIKOS CHALKIADAKIS / PAP/EPA
/ NIKOS CHALKIADAKIS / PAP/EPA
/ NIKOS CHALKIADAKIS / PAP/EPA

Ofiary śmiertelne powodzi na Krecie to mężczyzna i kobieta, których samochód został porwany przez falę powodziową, a następnie wpadł do morza w miejscowości Agia Pelagia w regionie Heraklionu.

W miniony weekend na Krecie spadły deszcze przynoszące tyle wody, ile w ciągu czterech deszczowych miesięcy. W kilka godzin zalane zostały ulice, domy i sklepy położone na wybrzeżu.

Lokalna telewizja informowała o biblijnych rozmiarów katastrofie.

W wyniku osunięć ziemi wiele dróg jest nieprzejezdnych.

Policja informowała także o ośmiu turystach oraz pracownikach, którzy utknęli w muzeum archeologicznym w Sitia.

Na zdjęciach widać też tysiące ludzi, tłoczących się na lotnisku w Heraklionie po tym, jak z powodu pogody i zalanych pasów startowych odwołanych zostało dziesiątki samolotów.

Kreta jest jednym z najpopularniejszych miejsc odwiedzanych przez turystów, wypoczywających w Grecji. W tym roku odwiedziło ją do tej pory 6 razy więcej ludzi, niż ma ona mieszkańców.

Port lotniczy w Heraklionie jest drugim co do wielkości po lotnisku w Atenach.