Czy zamieszki przenoszą się z Amiens do Bordeaux? - takie pytanie stawiają francuskie media. Nieznani sprawcy podpalili w nocy w Bordeaux ponad 20 samochodów i zdewastowali blisko 50 wiat przystanków autobusowych.
Tym razem nie było jednak starć ulicznych młodzieżowych band z policją, a samochody podpalone zostały nie na imigranckim przedmieściu, tylko w eleganckiej, willowej dzielnicy miasta. Policja próbuje ustalić, kim byli sprawcy dzięki nagraniom z kamer monitorujących ulice. Są dwie hipotezy - albo młodzieżowe bandy z imigranckich gett zmieniły taktykę i zaczęły atakować bogate dzielnice, albo chodzi o serię aktów wandalizmu, która nie ma nic wspólnego z zamieszkami w Amiens sprzed kilku dni, kiedy oprócz samochodów podpalane były również budynki publiczne.
Francuski rząd szacuje na ponad 6 milionów euro straty związane z podpaleniem budynków publicznych i samochodów w czasie zamieszek w Amiens. Na razie aresztowano tylko pięciu domniemanych sprawców nocnych rozruchów. Trzech z nich będzie dzisiaj sądzonych w trybie natychmiastowym. Grozi im do 10 lat więzienia i 100 tysięcy euro grzywny. Większość chuliganów pozostaje jednak bezkarna - alarmują francuskie media.
Pięciu domniemanych członków imigranckich band, którzy zostali aresztowani w Amiens, ma od 15 do 30 lat. Dwóch z nich próbowało podpalać samochody. W zamieszkach uczestniczyło w sumie kilkaset osób. Prasa ujawniła jednak, że rząd nakazał policjantom, by starali się za wszelką cenę łagodzić sytuację i unikali pościgu za sprawcami, bo to mogłoby zaostrzyć starcia. Do tego funkcjonariusze obawiali się, że będą wciągani w pułapki - ślepe uliczki, gdzie czekać będą na nich bandy uzbrojone w wiatrówki, butelki z benzyną i kamienie.
Członkowie imigranckich band działali w kominiarkach, dlatego niemożliwe jest teraz ustalenie ich tożsamości na podstawie filmów kręconych z helikopterów. Spisane przez policjantów numery rejestracyjne samochodów młodych bandytów też niczego nie dały, bo auta były kradzione. Po zamieszkach osiedle Amiens-Nord wpisane zostało na listę 16 najgroźniejszych imigranckich gett we Francji. Dlatego w mieście stacjonować będą dodatkowe jednostki policji.
Ponad połowa mieszkańców imigranckiego getta Amiens-Nord jest bezrobotna. Króluje tam handel narkotykami, który przynosi młodzieżowym bandom duże zyski. Starsi mieszkańcy obawiają się, że to właśnie stacjonowanie koło tej strefy bezprawia dodatkowych sił policji doprowadzi do kolejnych zamieszek, bo bandy przestraszą się, że nie będą już mogły spokojnie sprzedawać haszyszu i heroiny. Sadzę, że już wkrótce znowu zaczną płonąć na ulicach samochody i będą starcia. Ani bandy, ani policja nie dadzą za wygraną - tłumaczy korespondentowi RMF FM Markowi Gładyszowi 37-letni Mohammed.
Część mieszkańców Amiens-Nord jest zastraszona przez grupy awanturników. Wszędzie jest pełno chuliganów w naszej dzielnicy. Spalili nam już jedyne przedszkole i jestem pewien, że znowu zaczną podpalać budynki - mówi 40-letni Abdoul, rozglądając się na boki, by sprawdzić, czy jeden z chuliganów nie przysłuchuje się jego rozmowie z naszym korespondentem.