Francuski rząd szacuje na ponad 6 milionów euro straty związane z podpaleniem budynków publicznych i samochodów w czasie zamieszek w Amiens. Na razie aresztowano tylko pięciu sprawców nocnych rozruchów. Trzech z nich będzie w piątek sądzonych w trybie natychmiastowym. Grozi im do 10 lat wiezienia i 100 tysięcy euro grzywny. Większość chuliganów pozostaje jednak bezkarna - alarmują francuskie media.
Aresztowanych zostało pięciu domniemanych członków imigranckich band w wieku od 15 do 30 lat. Dwóch z nich próbowało tej nocy znowu podpalać samochody. W zamieszkach uczestniczyło w sumie kilkaset osób. Prasa ujawnia, że rząd nakazał policjantom, by starali się za wszelką cenę łagodzić sytuację i unikali pościgu za sprawcami, bo to mogłoby zaostrzyć starcia uliczne. Do tego funkcjonariusze obawiali się, że będą wciągani w pułapki - ślepe uliczki, gdzie czekać będą na nich bandy uzbrojone w wiatrówki, butelki z benzyną i kamienie.
Członkowie imigranckich band działali w kominiarkach, dlatego niemożliwe jest teraz ustalenie ich tożsamości na podstawie filmów kręconych z helikopterów. Spisane przez policjantów numery rejestracyjne samochodów młodych bandytów też niczego nie dały, bo auta były kradzione. Po zamieszkach osiedle Amiens-Nord wpisane zostało na listę 16 najgroźniejszych imigranckich gett we Francji. Dlatego w mieście stacjonować będą dodatkowe jednostki policji.
Ponad połowa mieszkańców imigranckiego getta Amiens-Nord jest bezrobotna. Króluje tam handel narkotykami, który przynosi młodzieżowym bandom duże zyski. Starsi mieszkańcy obawiają się, że to właśnie stacjonowanie koło tej strefy bezprawia dodatkowych sil policji doprowadzi do kolejnych zamieszek, bo bandy przestraszą się, że nie będą już mogły spokojnie sprzedawać haszyszu i heroiny. Sadzę, że już wkrótce znowu zaczną płonąć na ulicach samochody i będą starcia. Ani bandy, ani policja nie dadzą za wygraną - tłumaczy korespondentowi RMF FM Markowi Gładyszowi 37-letni Mohammed.
Część mieszkańców Amiens-Nord jest zastraszona przez grupy awanturników. Wszędzie jest pełno chuliganów w naszej dzielnicy. Spalili nam już jedyne przedszkole i jestem pewien, że znowu zaczną podpalać budynki - mówi 40-letni Abdoul, rozglądając się na boki, by sprawdzić, czy jeden z chuliganów nie przysłuchuje się jego rozmowie z naszym korespondentem.
W nocy z poniedziałku na wtorek 19 osób zostało rannych w starciach ulicznych z młodzieżowymi bandami, które podpaliły w Amiens m.in. przedszkole, halę sportową, dom kultury i prawie 20 samochodów. Starcia wybuchły około godziny 21, a zakończyły się dopiero 7 godzin później. Doszło do nich po tym, jak policja skontrolowała jednego z mieszkańców imigranckiego getta. Młodzieżowe bandy zaczęły strzelać do funkcjonariuszy z wiatrówek i rzucać w ich kierunku petardy. Później obrzuciły radiowozy butelkami z benzyną i kamieniami.
Mundurowi odpowiedzieli na atak kauczukowymi pociskami i gazem łzawiącym. W wyniku starć rannych zostało co najmniej 16 policjantów i trzech przypadkowych kierowców. To musi się skończyć! Jak można podpalać przedszkole, do którego chodzą nasze dzieci - oburzała się w rozmowie z Markiem Gładyszem młoda mieszkanka Amiens. Najpierw podpalali kosze na śmieci, a potem podpalili przedszkole. Policja musi położyć temu kres - wtórował jej mąż.
Według policji, w dzielnicy Amiens-Nord często dochodzi do awantur i incydentów, jednak nigdy nie było zdarzeń o skali podobnej do nocnych zamieszek. Prezydent Francois Hollande oświadczył, że jego socjalistyczny rząd uczyni wszystko, by zagwarantować spokój i bezpieczeństwo w Amiens.