Blisko 200 Polaków zostało pozbawionych prądu we flamandzkiej miejscowości Kasterlee. Burmistrz miasta kazał odłączyć elektryczność w zamieszkiwanych przez nich domkach kampingowych w parku Fauwater, bo jego właściciel nie miał odpowiedniego atestu. W poniedziałek wieczorem rodakom odłączono także gaz.

REKLAMA

Trudno powiedzieć, dlaczego belgijska policja i straż działają po zmroku, nie dajac żadnych szans Polakom nawet na zmianę miejsca zameiszkania.

Pierwszą bezprecedensową akcję przeprowadzono w nocy z soboty na niedzielę. Park Fauwater otoczyło aż 180 policjantów. Funkcjonariusze po znalezieniu usterek w elektryczności odcięli wszystkim dopływ prądu. Nie zważano na to, że są tam drewniane domki, a temperatura spadła poniżej zera. Polacy z którymi rozmawiała nasza dziennikarka, są w szoku. Potraktowano nas jak zwierzęta - mówi młoda kobieta. W nocy siedzieliśmy przy świeczkach, rozmroziły nam się zamrażalki, zmarnowało się jedzenie - dodaje mężczyzna, który pracuje w magazynie supermarketu Albert Heijn.

W poniedziałek wieczorem - z nakazu burmistrza miasta Kasterlee - polskim mieszkańcom odłączono także gaz.

Właściciel-Holender także niemile widziany?

Mieszkanie w domkach na terenie Parku Fauwater to nie żaden luksus, ale warunki są tam o wiele lepsze niż w wielu innych, zwłaszcza holenderskich kampingach, które odwiedziła korespondentka RMF FM. Polacy nie skarżą się na właściciela. To Barnny van Loon, który nie jest Belgiem, tylko Holendrem. To także go nie stawia w lepszej sytuacji, burmistrz może go tym łatwiej zmiażdżyć - tłumaczy naszej korespondentce jeden z Polaków. 33-letni Polak, który woli zachować anonimowość opowiada, że gdy ktoś zalega z opłatami, van Loon nie robi problemów. Od dwóch innych Polaków usłyszałam, że komuś, kto nie miał pracy pomógł ją znaleźć - mówi.

Van Loon nie ukrywa w rozmowie z korespondentką RMF FM, że nie miał wymaganego atestu elektryczności, o który już wystąpił, ale procedury są długie. Jeżeli szuka się na kogoś haka, to zawsze się znajdzie - twierdzi. Właściciel uważa, że władzom zależy na tym, żeby rozwijać w tym regionie turystykę. Chcą by na kampingu przebywali wyłącznie turyści, a nie Polacy. Polacy psują wizerunek, a burmistrz stawia na turystykę - mówi dziennikarce RMF FM właściciel kampingu.

Pracują legalnie, ale nie mogą liczyć na pomoc

Polacy nie mają szans na szukanie nowego lokum, bo rozładowały im się komórki i wysiadły baterie laptopów. Burmistrz nie zamierza im w tym pomóc, mimo że wszyscy pracują legalnie. Chodzi im o to, abyśmy się wynieśli - dosadnie podsumowuje jedna z kobiet. Odłączenie prądu i gazu - to sposób na pozbycie się Polaków. Burmistrz zasłania się, że chodzi o ich bezpieczeństwo, ale to puste słowa. Paląc świeczki w drewnianych domkach Polacy stwarzają większe zagrożenie pożarowe - dodaje właściciel.

Zarzuty odpiera burmistrz miasta Kasterlee. Uważa, że jego akcja nie ma nic wspólnego z rasizmem. W rozmowie z Katarzyną Szymańską-Borginion podkreśla: Polacy powinny opuścić to miejsce, bo nie nadaje się do zamieszkania.