Polska ambasada w Waszyngtonie - na podstawie wiadomości uzyskanych od armatora oraz służb amerykańskich - potwierdza informację, że na pokładzie statku handlowego "El Faro", który zatonął w pobliżu Wysp Bahama, znajdowało się 5 obywateli polskich. Placówka zapewnia, że jest w stałym kontakcie ze Strażą Przybrzeżną, armatorem oraz rodzinami Polaków.
Jak zapewnia polska ambasada, rodziny zaginionych członków załogi są informowane na bieżąco o aktualnej sytuacji, dotyczy to również rodzin zaginionych Polaków.
Poszukiwania zatopionego kontenerowca trwają od 6 dni. Przedstawicielka amerykańskiego Krajowego Zarządu ds. Bezpieczeństwa Transportu (NTSB) Bella Dinh-Zarr oświadczyła, że utrudnia je fakt, że nie wiadomo, gdzie dokładnie jednostka poszła na dno oraz fakt, iż głębokość morza w tym rejonie Wysp Bahama dochodzi do 4.750 metrów.
Ostatnia znana pozycja statku, który płynął z Jacksonville na Florydzie do Puerto Rico, to rejon w pobliżu Crooked Island, w archipelagu Wysp Bahama. Szalał tam wówczas bardzo niebezpieczny huragan Joaquin a jednostka o długości 240 metrów była obciążona kontenerami i samochodami pod pokładem.
To jest wielkie wyzwanie biorąc pod uwagę wielki obszar, jaki należy przeszukać i dużą głębokość - powiedziała Dinh-Zarr.
Ustalenie położenia wraku kontenerowca ma kluczowe znaczenie bowiem umożliwi ratownikom odzyskanie "czarnej skrzynki" statku, która przechowuje zapis ostatnich 12 godzin pracy maszynowni oraz poleceń wydawanych z mostku.
Właściciel statku, armator Tote Inc., zadeklarował pełną współpracę z NTSB w poszukiwaniach i wyjaśnieniu okoliczności tragedii. Dotychczas Straż Przybrzeżna USA odnalazła zniszczoną tratwę ratunkową, kamizelki i koła ratunkowe i kilka kontenerów.
Władze przyznają, że znalezienie kogokolwiek z załogi żywego jest znikome biorąc pod uwagę, że statek zatonął podczas szalejącego huraganu i sztormu kiedy fale dochodziły do 15 metrów. Dotychczas znaleziono zwłoki tylko jednego marynarza, który najprawdopodobniej był członkiem załogi "El Faro".
Statek wypłynął z Jacksonville 29 września mimo ostrzeżeń meteorologów, że dotychczas jedynie tropikalny sztorm Joaquin przybiera na sile i przekształca się w huragan. 36 godzin później załoga wysłała sygnał S.O.S informując, że statek przechyla się, nabiera wody a silniki nie działają prawidłowo. Później łączność urwała się.
Według armatora statek przed wypłynięciem przechodził remont w maszynowni, którym zajmowali się właśnie polscy specjaliści. Zdaniem ekspertów remont nie miał jednak wpływu na pracę silników.
(abs)