Hrannar Jon Emilsson od miesięcy czekał na przeprowadzkę do swojego nowego domu w małej wiosce rybackiej Grindavik w południowo-zachodniej Islandii. Liczył, że zamieszka w nim jeszcze przed wiosną. W niedzielę obserwował na żywo w telewizji, jak budynek zostaje pochłonięty przez lawę.

REKLAMA

Dom został zniszczony przez drugą erupcję wulkanu w południowo-zachodniej Islandii, do której doszło w ciągu niecałego miesiąca. Pierwsza erupcja miała miejsce 19 grudnia - kilka tygodni po tym, jak około 3,8 tys. mieszkańców Grindavik zostało ewakuowanych z tego obszaru, ponieważ trzęsienia ziemi spowodowały wielokilometrowe pęknięcia w ziemi i uszkodziły budynki. Erupcja ta była jednak krótkotrwała, a mieszkańcy mogli wrócić do swoich domów tuż przed Bożym Narodzeniem, 22 grudnia.

W niedzielę na północ od Grindaviku doszło do wybuchu wulkanu w postaci dwóch szczelin. Spływająca lawa całkowicie zniszczyła trzy domy, a następnie zatrzymała się na ogrodzeniu kolejnej posesji.

Emilsson obserwował to wszystko w lokalnych wiadomościach. Wtedy zobaczył, że dom, który budował, płonie.

Wszystko poszło z dymem (...) Następnie usłyszałem piosenkę, która sprawiła, że wybuchnąłem śmiechem. To było "I'm Sorry", w tym samym czasie patrzyłem, jak płonie mój dom... Nie wiedziałem, jak na to zareagować: uśmiechać się, śmiać, czy płakać. Naprawdę nie wiedziałem - powiedział lokalnym mediom.

Jak dodawał, w zeszłym tygodniu poprosił elektryków o sfinalizowanie prac, aby mógł rozpocząć przeprowadzkę do nowego domu jeszcze przed wiosną. Wszystko szybko się zmienia - podkreśla.

We wtorek rano Islandzkie Biuro Meteorologiczne poinformowało, że nie ma już żadnej "widocznej aktywności w szczelinach erupcyjnych". Ostatnia lawa została zaobserwowana ze szczeliny na północ od miasta tuż po godzinie 1 w nocy czasu lokalnego we wtorek, a biuro przekazało, że zmniejszająca się aktywność sejsmiczna pokazuje, że "obszar się stabilizuje".

Magma wciąż jednak się przemieszcza. Zdjęcia termowizyjne wykazały również, że szczeliny, które utworzyły się na południowy zachód od miasta, "znacznie się powiększyły".

"W tym momencie jest za wcześnie, aby ogłosić, że erupcja się skończyła" - poinformowało biuro we wtorek rano. "Na tym obszarze nadal występują poważne zagrożenia" - dodano.