Reportaże, analizy, wywiady, korespondencje. Wojna w Afganistanie od początku tygodnia wypełnia kolumny gazet na całym świecie. Jak w cztery dni po rozpoczęciu ataków na Afganistan prasa w Ameryce, krajach muzułmańskich oraz Izraelu pisze o wojnie?
Jak donosi dziś „The Washington Post” Osama bin Laden przekazał w ciągu ostatnich lat rządowi Talibów około 100 milionów dolarów. Wspomagał go także swoimi oddziałami w walce z Sojuszem Północnym. CIA uważa ponadto, że to bin Laden tak naprawdę rządził ostatnio w Afganistanie. Tymczasem Pentagon poszukuje dowodów na udział Iraku w zamachach z 11 września. „USA Today” pisze, że urzędnicy Departamentu Obrony zwrócili się w tej sprawie do byłego dyrektora CIA Jamesa Woolsey’a. To kolejny dowód na to, że część kierownictwa Pentagonu nie rezygnuje z idei decydującego uderzenia na Saddama Husejna. Administracja Busha przygotowuje się równocześnie do zupełnie innego typu wojny. „The Washington Post” pisze, że rząd zwrócił się do firm telekomunikacyjnych o pomoc w budowie sieci komputerowej, niemożliwej do penetracji z zewnątrz. Nie wiadomo tylko czy jest to w ogóle możliwe.
"Kabul, Kandahar pod ciężkim ostrzałem" – krzyczą nagłówki pakistańskich gazet. Na pierwszych stronach dzienniki informują też o pakistańskich lotniskach, które mają być wykorzystane przez Amerykanów. Jednak już na kolejnych stronach można znaleźć informacje o budowie chińskiej autostrady w górach Karakorum i oczywiście każdy z tytułów informuje o tym, co zrobił i co powiedział prezydent Pakistanu Pervez Musharraf. On codziennie gości na łamach prasy.
Arabska prasa, pisząc o nalotach na Afganistan, stara się spekulować co dalej. Libański dziennik "Al-Anwar" twierdzi, że teraz do akcji wkroczą amerykańskie helikoptery i piechota. Dzienniki w Arabii Saudyjskiej obawiają się, że kryzys wokół Afganistanu to największe zagrożenie dla stabilizacji kraju od 1991 roku. Podkreślają, że saudyjskie władze muszą precyzyjnie wypośrodkować między utrzymaniem bliskich stosunków z Waszyngtonem i konserwatywnymi religijnymi przywódcami.
"Wojna może się rozszerzyć", "Prawo do powrotu", "Dobry cel, złe wykonanie" – to tylko niektóre tytuły z pierwszych stron jordańskiej prasy. W jednym z artykułów członkowie Frontu Islamskiej Akcji – najważniejszego religijnego ugrupowania w tym kraju – ponownie apelują o powstrzymanie państw arabskich przed uczestnictwem a amerykańskiej koalicji. W prorządowej gazecie "Al-Ray" zwraca się uwagę, że Amerykanie muszą być konsekwentni i na listę państw stosujących terror powinni włączyć także Izrael – dla Jordańczyków to właśnie ten kraj jest terrorystą. W większości artykułów dominuje jednak niepokój przed kolejnymi atakami, szczególnie na sąsiedni Irak. "To kolejny raz zburzy spokój i zniszczy podstawy ekonomiczne regionu" – uważa jeden z komentatorów.
"Ha-arec" i "Jeruzalem Post" zwracają uwagę na dobrych znajomych z Bliskiego Wschodu na liście najbardziej poszukiwanych terrorystów, ogłoszonej wczoraj przez prezydenta USA. Wśród nich jest jeden z najważniejszych ludzi Hezbollahu. To – zdaniem prasy izraelskiej – oznacza, że południowy Liban, gdzie są bazy terrorystów, będzie następnym celem amerykańskich ataków. Prasa jednak ostrzega: Hezbollah może uderzyć wcześniej na Izrael, zanim USA uderzą na Hezbollah. To nie wróży spokoju na Bliski Wschodzie.
W Iranie, na pierwszej stronie dziennik "Ettela'at" pisze o wznowieniu oenzetowskich konwojów z pomocą humanitarną do Afganistanu, o apelu prezydenta o zaprzestanie nalotów, ale także o tym, że brak zainteresowania problemami kobiet może prowadzić do poważnych społecznych problemów.
foto TV Al-Jazeera
09:45