W Majówkę w Radiu RMF24 zabieramy Was w podróż pełną smaków, zapachów i niezapomnianych wrażeń. W rozmowie z Marcinem Jędrychem o słonecznym Neapolu opowiedział Bartek Kieżun, autor książki "Neapol łakomym okiem". To nie tylko przewodnik po mieście i jego kuchni, ale także zaproszenie do zanurzenia się w niepowtarzalnej atmosferze tego włoskiego miasta.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Neapol to miasto, które trzeba poczuć - to nie tylko miejsce na mapie, ale także doświadczenie, które angażuje wszystkie zmysły. Od zapachu mocno palonej kawy, przez smak autentycznej pizzy neapolitańskiej, aż po dźwięki ulicznych muzyków. Bartek Kieżun stwierdził, że atmosfera panująca w mieście ma jednak zarówno swoich zwolenników, jak i przeciwników.
Dla mnie Neapol jest idealnym miastem do tego, żeby spędzić w nim parę dni. Z wielu powodów, między innymi kulinarnych, ale też między innymi dlatego, że ma niesamowitą energię. Myślę, że ta energia jest największym problemem, jest wadą i zaletą Neapolu, no bo albo się ją lubi, albo się tej energii nie lubi - mówił podróżnik, zaznaczając, że preferencje podróżnicze są kwestią indywidualną i każdy powinien sam zdecydować, czy chciałby się udać do danego miejsca na Ziemi.
Wszystko to, co my kojarzymy z kuchnią włoską, to tak naprawdę jest w zasadzie opowieść o Neapolu, bo tam i kapary, i pomidory, i mozzarella, i pizza, więc wszystko to, co lubimy najbardziej - podkreślał kucharz. Jego zdaniem, zachwycające doznania kulinarne to powód, dla którego warto odwiedzić Neapol.
Od czego zacząć przygodę z Neapolem? Podróżnik poleca, aby jadąc z lotniska autobusem lub pociągiem, wysiąść na głównym neapolitańskim dworcu Piazza Garibaldi i udać się na włoskie ciastka sfogliatelle.
Proponuję od razu ustawić się twarzą do napisu na wieżowcu Kimbo i wówczas po prawej stronie, mniej więcej na trzech czwartych wysokości placu będzie mała ulica. Tam będzie lokal, który nazywa się Sfogliatelle Calde Attanasio i to jest miejsce, od którego powinniśmy zacząć. Powinniśmy się ustawić w kolejce, bo to, że tam będzie kolejka, jest pewne - stwierdził Kieżun, zwracając uwagę na żelazną zasadę, o której powinien wiedzieć każdy przyjeżdżający do Neapolu.
W Neapolu się wchodzi do lokalu i pobiera się numerek albo wpisuje się na listę. To jest coś, co trzeba wiedzieć, bez tego się nie da, inaczej się po prostu stoi jak ciołek przed knajpą - zwrócił uwagę.
Czekamy, aż wybije nasz numerek i wtedy wbijamy do środka i zamawiamy. Zarówno w wersji kruchej, jak i chrupiącej w cieście francuskim, oba te ciastka są absolutnie wspaniałe, bo kluczową rzeczą jest farsz, na który składa się ricotta, woda pomarańczowa, cynamon, kandyzowana skórka z cytrusów. Rzecz absolutnie niesamowita - zachęcał kucharz.
Bartek Kieżun zapewniał, że wbrew pozorom włoska czarna kawa nie jest kolokwialnie zwaną "siekierą" i zawiera mniej kofeiny niż kawa typu przelew. Zaznaczył jednak, że czas na czarną kawę to popołudnie. Rankiem Włosi piją cappuccino.
Rano zaczynamy od kawy z mlekiem, cappuccino do śniadania jest absolutnie oczywistym wyborem. Ewentualnie potem możemy już po cappuccino poprawić drugą małą kawą, w tym wypadku czarną. Ale to, co trzeba wiedzieć o kawie w Neapolu, to to, że oni palą kawę zupełnie inaczej - zaznaczył podróżnik.
Włosi mają dwa sposoby palenia kawy. Triest pali kawę stosunkowo na jasno, Neapol pali kawę na czarno, dosłownie. W związku z tym, że jeszcze miesza do tego arabikę z robustą, to ta kawa jest rzeczywiście super wyrazista. I uwaga, dostaniemy ją w bardzo gorących filiżankach, ponieważ filiżanki w Neapolu w kawiarniach moczy się w gorącej wodzie, naprawdę we wrzątku - przestrzegał kucharz.
Bartek Kieżuń podkreślał, jak istotnym elementem kultury Neapolu jest picie kawy. To właśnie tutaj narodził się zwyczaj "zawieszonej kawy" - gestu solidarności, polegającego na zostawieniu w kawiarni zapłaty za dodatkową kawę dla kogoś, kto nie może sobie na nią pozwolić.
Kawa jest też jednym z przykazań neapolitańskich. To w Neapolu wymyślono zawieszoną kawę, to tam się jeździło przez długie, długie lata na kawę, bo dziennikarze z Turynu odwiedzając Neapol, ogłosili, że w Neapolu jest najlepsza kawa i Włosi, tak, jak wtedy, do dziś powtarzają, że Neapol to miasto, które kawą słynie i kawą stoi. Więc namawiam również do tego, żeby próbować tam kawy - mówił podróżnik.
Marcin Jędrych dopytywał swojego gościa także o przekąski, którymi delektują się Włosi. Jak zaznaczył Kieżun, kawę pije się bez towarzyszących jej dodatków, ale przy popołudniowym aperitifie przekąski są wręcz obowiązkowe.
Tutaj rzeczywiście będziemy mieli całą paletę możliwości, ze względu na to, że Neapol bardzo dużo smaży i w efekcie tego możemy dostać kawałek np. czegoś, co nazywa się mozzarella in carrozza, to jest grzanka z mozzarellą w środku i jest absolutnie idealną przekąską do wina. To może być też frittatine, czyli smażony makaron. To mogą być faszerowane kwiaty cukinii, kawałek drożdżowego ciasta, powiedziałbym mniej zbliżony do pizzy, bardziej zbliżony do focacci. To mogą być neapolitańskie sery, które są absolutnie rewelacyjne - wymieniał kulinarny specjalista.
Jeżeli ktoś zapyta, czy razem z kieliszkiem podać coś do jedzenia, to kiwamy zawzięcie głową, bo zazwyczaj są to bardzo smaczne rzeczy i są wliczone w cenę tego, co zamawiamy. W związku z tym nie będziemy absolutnie przepłacać - dodał.
Włosi słyną z tego, że uwielbiają celebrować i jeść w restauracjach na ulicach swoich pięknych miast. Bartek Kieżun przyznał, że spotkał się kiedyś ze stwierdzeniem "Neapol to miasto, które żyje na ulicy" i całkowicie się pod nim podpisuje.
Większość aktywności odbywa się na ulicy. W domu się śpi, można sobie ugotować niedzielny obiad, bo to jest święto dla całej rodziny. Siadamy wówczas wszyscy przy stole i wcinamy np. neapolitańskie ragu, ale tak od rana do wieczora przez cały tydzień, to jednak spotykamy się na ulicy. Plotkujemy ze sprzedawcą, z fryzjerem, z listonoszem, z baristą, który robi nam kawę, z ludźmi w piekarni, w kawiarni. To jest absolutnie wpisane w to DNA południa Włoch - mówił podróżnik. Jak przyznał, dzięki codziennym rozmowom w towarzystwie dobrego jedzenia, Włosi wydają się szczęśliwym narodem.
Mam wrażenie, że z pełnym brzuchem po kawie i po aperitifie trudno mieć do świata pretensje, że jest nie taki, jakbyśmy sobie wyobrażali. Rzeczywiście to po neapolitańczykach widać, oni są zadowoleni - zauważył kucharz. Jak jednak dodał, Włosi mają z tyłu głowy zagrożenie, jakim jest obecność Wezuwiusza.
Bartek Kieżun mówił również o tym, jak neapolitańczycy radzą sobie z problemami. Jego zdaniem, zasadnicza różnica pomiędzy Polakami a Włochami w tym kontekście sprawia, że ci drudzy żyją dłużej.
Włosi mają zupełnie inne podejście do jakichkolwiek problemów, do czasu i do załatwiania spraw. W związku z tym frustracja pojawia się tak samo, jak u nas, tylko że mam wrażenie dużo, dużo później i podejście do jakichkolwiek problemów życiowych jest zupełnie inne. Problemy są po to, żeby je rozwiązać, a martwić się będziemy dopiero, jak się nie uda, jak już wyczerpiemy wszystkie możliwości - zauważył podróżnik.
W Neapolu wszechobecna jest muzyka. Nie tylko podczas wielkich uroczystości czy świąt, ale także w zwykły dzień, na ulicach, czy w podwórkach wysokich kamienic, które tworzą kapitalną akustykę, sprzyjającą wspólnemu śpiewowi.
"O sole mio" można usłyszeć cały czas, piosenka z Neapolu i ona tam jest obecna codziennie, ją rzeczywiście słychać. Oprócz tego, jeżeli jest jakakolwiek mniejsza czy większa uroczystość, to bardzo często zaprasza się kogoś, kto śpiewa, bo on śpiewem i muzyką ma uświetnić ten szczególny, specjalny dzień. I to jest też coś, co widać w Neapolu na co dzień, na ulicy - zaznaczał Kieżun, podając przykład sytuacji, której sam doświadczył.
Bramę wcześniej niż moje mieszkanie było ewidentnie święto. Być może były to urodziny seniorki rodu, być może imieniny, ale w każdym razie cała rodzina zebrała się na podwórku, razem z nimi oczywiście wszyscy inni mieszkańcy i wszyscy razem śpiewali, grali, jedli. Na pewno też coś pili, no i świętowali, bo był powód do tego, żeby świętować - opowiedział podróżnik, dodając, że w Neapolu każda okazja jest dobra do tego, żeby zaśpiewać.
W trakcie rozmowy pojawiło się także pytanie o znane z przekazów telewizyjnych negatywne aspekty Neapolu, takie jak mafia i sterty śmieci. Jak zapewniał Kieżun, przemoc obecna w mieście nie stanowi zagrożenia i nie ma się czego bać. Podróżnik opowiedział także o swojej konfrontacji ze złodziejami.
Jedyne miasto, w którym usiłowano mnie okraść to Neapol, ale złodzieje byli tak niezręczni, że w pewnym momencie zaczęliśmy się do siebie śmiać nawzajem, patrząc sobie głęboko w oczy. Oni wiedzieli, że ja wiem, ja wiedziałem, że oni wiedzą, że ja wiem. W związku z tym już było po temacie. Pośmialiśmy się do siebie i poszliśmy dalej - mówił podróżnik.
Jeżeli mafia miałaby ochotę na biznes, to na pewno nie jest to biznes polegający na tym, żeby wyrywać nam telefon czy torbę. To nie są dla nich żadne pieniądze, więc możemy być pewni, że jeżeli w Neapolu zachowamy podstawowe środki bezpieczeństwa, takie same jak w Rzymie, w Wenecji, Paryżu czy Madrycie, to wszystko będzie dobrze - zapewniał rozmówca Marcina Jędrycha.
Znakomite doznania kulinarne to nie wszystko. Warto na chwilę wstać od stołu i opuścić klimatyczną knajpę, aby zobaczyć, jakie zabytki ma do zaoferowania miasto położone u podnóża Wezuwiusza. Bartek Kieżun, zachęcając do zwiedzania, wyznał, że muzeum archeologiczne w Neapolu jest jednym z najlepszych, w jakich był.
Neapol ma wspaniałe kościoły, to jest taka dziwaczna krzyżówka troszkę włosko-hiszpańska, bo tego bogactwa wnętrz jest tam bardzo dużo. Włochy mają to do siebie, że tam czasami miasto potrafiło się zatrzymać w określonym momencie swojego rozwoju, jak na przykład Siena, która jest pięknym średniowiecznym miastem. Natomiast Neapol ma to do siebie, że tam jesteśmy w stanie oglądać jednocześnie pamiątki antyku, średniowiecza, renesansu, baroku i to za każdym razem jest sztuka na naprawdę wysokim poziomie - stwierdził podróżnik.
Możemy sobie pozwolić na dolce far niente, natomiast wydaje mi się, że to zuboży naszą wizytę w mieście, bo nie wyobrażam sobie, żeby nie pójść do jednego z muzeów i nie zobaczyć "Siedmiu uczynków miłosierdzia", który tam namalował Caravaggio i który jest absolutnie przepiękny. To jest przepiękna kaplica w samym centrum miasta, więc nawet między deserem a kolacją jesteśmy w stanie tam wpaść - mówił znawca, przedstawiając swoją propozycję na to, co warto zobaczyć Neapolu.
Marcin Jędrych dopytywał o to, czy Włosi potrzebują głębokiego kontaktu z Bogiem. Jak się okazuje, kraj, który jest znany również z licznych miejsc świętych, ma specyficzne podejście do religijności.
Sprawa jest skomplikowana, zwłaszcza jeżeli jesteśmy w Neapolu. To, co ja zauważyłem, podróżując po Italii, to nie tylko to, że do kościoła się wchodzi modlić, ale też obcować ze sztuką i to jest urocze. Zauważyłem, że np. wracając z zakupów z torbami, wchodzimy, pokazujemy synowi, córce, a tutaj jest przepiękny obraz, albo zaglądamy do baptysterium - mówił podróżnik.
Mam wrażenie, że chrześcijaństwo w Neapolu jest bardzo, ale to bardzo powierzchowne, że tam tak naprawdę pod spodem jest bardzo dużo przesądów, takiej wiary w amulety, we wszystko inne niż to, w co powinno się wierzyć, jeżeli jest się chrześcijaninem - dodał Kieżun. Podróżnik przywołał także legendę o jajku zakopanym pod zamkiem Castel dell’Ovo oraz wiarę neapolitańczyków w przesądy związane z krwią św. Januarego.
Bartek Kieżun opowiadał o targach, które w Neapolu są bardzo powszechne. W związku z tym, że "miasto żyje na ulicy" mieszkańcy nawet we własnych garażach wystawiają stoły, na których sprzedają np. różnego rodzaju muszle, które można kupić i wykorzystać do przygotowania makaronu. W Neapolu nie brakuje również dużych targowisk z lokalnymi specjałami.
Moim ulubionym jest ulica Pignasecca, to jest samo centrum miasta. Miejsce o tyle wyjątkowe, że tam się handel odbywa od kilku stuleci. Możemy tam kupić wszystko, co potrzebne do przygotowania obiadu, nie mówię tylko o produktach, ale też o garnkach, talerzach. Każdy, kto w Neapolu spędzi trochę czasu, wie, gdzie pójść, idąc ulicą Pignasecca, żeby kupić ryby, kto ma najlepsze warzywa, owoce - opowiadał podróżnik.
Drugie takie absolutnie fascynujące miejsce związane z handlem to już jest za bramą św. Januarego. Kierujemy się w kierunku dzielnicy Sanita i tam również jest absolutne szaleństwo, bo jest tam znowu wszystko, czego potrzebujemy w kuchni. Jagnięce półtusze będą wisiały na hakach, surowa kiełbasa, każdy dowolnie wybrany kawałek mięsa, no i wszystko, co z morza, bo to też jest bardzo popularne w kuchni Neapolu - zaznaczył kucharz. Na targach polecił również kupno wyjątkowego sosu rybnego Colatura di alici.
Na koniec rozmowy, tak, jak na koniec podróży, pojawił się temat pamiątek. Zdaniem Bartka Kieżuna to, co powinno się przywieźć z Neapolu to przede wszystkim cornicello - czerwony rożek, który zgodnie z przesądami, ma przynieść szczęście.
One kiedyś były robione z korala, potem rzemieślnicy zaczęli je wykonywać z różnych rzeczy, są metalowe, są plastikowe, ale proponuję poszukać ceramicznego. Ma w sobie odrobinę szlachetności. No i teraz najtrudniejsze, uwaga - cornicello nie powinniśmy sobie kupić sami, tylko powinniśmy je dostać - zaznaczył rozmówca Marcina Jędrycha.
Podróż do Neapolu to nie tylko okazja do skosztowania tamtejszej kuchni i zobaczenia malowniczych widoków, ale także szansa na przekonanie się o niezwykłej gościnności mieszkańców tego miasta. Jak wspominał Bartek Kieżun, jego doświadczenia są także dowodem na serdeczność neapolitańczyków, dla których turysta staje się przyjacielem.
opracowanie: Milena Brosz