Szef brytyjskiej dyplomacji David Lammy odniósł się do wygłoszonej przed laty opinii, że Donald Trump jest "tyranem" i "socjopatą". Określił to jako „stare wiadomości” i zapewnił, że znajdzie płaszczyznę porozumienia z prezydentem-elektem USA – podały brytyjskie media.

REKLAMA

W 2018 roku Lammy, wówczas opozycyjny parlamentarzysta, opisał Trumpa jako "tyrana" i "nienawidzącego kobiet, sympatyzującego z neonazistami socjopatę". Rok później zarzucił mu, że jest "nieszczery, ksenofobiczny, narcystyczny" i nie jest "żadnym przyjacielem Wielkiej Brytanii" - przypomniała stacja BBC.

W swoim pierwszym wywiadzie po ponownym zwycięstwie Trumpa szef brytyjskiej dyplomacji określił go natomiast jako "kogoś, z kim możemy budować stosunki w naszym narodowym interesie". Pochwalił kampanię republikanina i dodał, że "czuł w kościach, że może nastąpić prezydentura Trumpa".

Na pytanie o swoje uwagi pod adresem Trumpa, wygłoszone zanim został szefem MSZ, odparł, że to "stare wiadomości". Ocenił również, że "trudno byłoby znaleźć polityka", który nie mówił w przeszłości "dość dosadnych rzeczy" o Trumpie.

W świecie, gdzie toczy się wojna w Europie, gdzie są olbrzymie ofiary śmiertelne na Bliskim Wschodzie, gdzie USA i Wielką Brytanię naprawdę łączą szczególne relacje, gdzie mamy kogoś, kto zostanie wkrótce ponownie prezydentem USA i ma już doświadczenie w tej pracy, będziemy pracować we wspólnym interesie - powiedział.

Będziemy się zgadzać w wielu kwestiach, a tam, gdzie się nie zgodzimy, będziemy o tym rozmawiać, najczęściej prywatnie - dodał.

Politico: Londyn musi znaleźć nowego łącznika z Białym Domem

Tymczasem - jak informuje Politico - po wyborze Trumpa na prezydenta Wielka Brytania musi znaleźć nowego łącznika z Białym Domem, który wejdzie w łaski nowego przywódcy wolnego świata. Portal zwrócił uwagę, że mimo złych relacji z Trumpem, rząd Keira Starmera musi znaleźć jakieś rozwiązanie.

Stosunki transatlantyckie tych krajów opierają się w dużej mierze na osobie brytyjskiej ambasadorki w Waszyngtonie Karen Pierce, która zdołała zbudować silne relacje z obozem Trumpa.

Jednak Downing Street musi znaleźć następcę dla Pierce, ponieważ jej kadencja kończy się w tym roku. Politico zwróciło uwagę, że Whitehall, jak określa się potocznie brytyjski resort spraw zagranicznych, ma jednak problemy ze znalezieniem następcy.

Oceniło, że kandydatką na miejsce Pierce może być jej doradczyni ds. polityki Senay Bulbul. Portal, powołując się na źródła bliskie sprawie, przekazał, że Bulbul odgrywała kluczową rolę w nawiązaniu relacji z obozem Trumpa. Jej wysiłki umożliwiły zorganizowanie spotkania Starmera i szefa dyplomacji Davida Lammy'ego z Trumpem w jego wieżowcu w Nowym Jorku podczas wrześniowego Zgromadzenia Ogólnego ONZ.

Jeden z brytyjskich urzędników przekazał Politico, że mimo wysiłków dyplomatycznych ambasady brytyjskiej w Waszyngtonie laburzyści "poświęcili za mało czasu przed objęciem władzy na przygotowanie się na taką ewentualność (rządy Trumpa), w przeciwieństwie do innych krajów europejskich".

Różnice nie tylko w podejściu do polityki

Problemy na linii Downing Street-Waszyngton były widoczne już w trakcie tegorocznej kampanii prezydenckiej, kiedy obóz Trumpa ostro skrytykował laburzystów, którzy dobrowolnie pomagali Kamali Harris.

Portal ocenił, że różnicę między Starmerem a Trumpem są nie tylko w ich podejściu do polityki. Premier Wielkiej Brytanii jest peskatarianinem lubiącym piwo, a przyszły 47. prezydent Stanów Zjednoczonych abstynentem raczącym się coca-colą i stekiem z frytkami.

Według agencji Bloomberga Trump krytykował prywatnie rząd laburzystów i określił go jako "bardzo lewicowy". Zarazem Starmer odbył rozmowę z Trumpem w środę w nocy, gratulując mu zwycięstwa. Nawiązał również do brytyjskich korzeni prezydenta elekta i zaznaczył, że w przeszłości "relacje W. Brytanii i USA były bardzo bliskie i takie pozostaną".

Jednocześnie Pat McFadden, kanclerz księstwa Lancaster i minister odpowiedzialny za koordynację prac brytyjskiego rządu, powiedział w czwartkowym wywiadzie dla telewizji Sky News, że krytyka pod adresem Donalda Trumpa, wyrażana w przeszłości przez polityków Partii Pracy, nie zaszkodzi obecnym brytyjsko-amerykańskim relacjom.