Do 1 września USA odpowiedzą na zarządzoną przez Rosję redukcję personelu amerykańskich placówek dyplomatycznych w tym kraju - oświadczył w poniedziałek sekretarz stanu Rex Tillerson. Dodał, że poinformował o tym szefa rosyjskiej dyplomacji Siergieja Ławrowa.
Tillerson i Ławrow spotkali się w niedzielę w stolicy Filipin Manili z okazji odbywającego się tam szczytu Stowarzyszenie Narodów Azji Południowo-Wschodniej (ASEAN).
Szef amerykańskiej dyplomacji podkreślił, że w rozmowie zakomunikował swojemu rosyjskiemu odpowiednikowi, iż Waszyngton jeszcze nie zdecydował, w jaki sposób zareaguje na działania Moskwy. Jak dodał, poprosił Ławrowa o odpowiedź na "kilka pytań precyzujących" szczegóły rosyjskich działań.
Tillerson zadeklarował, że USA chcą współpracować z Rosją; ocenił, że pozbawione sensu jest zrywanie relacji z powodu sporów. W rozmowie z prasą ocenił, że Rosja wykazała "pewną gotowość" do rozmów na temat możliwości wypracowania postępu w sprawie konfliktu na wschodzie Ukrainy. Sekretarz stanu podkreślił też w rozmowie z Ławrowem, że Rosja musi zrozumieć, iż ingerowanie w wybory prezydenckie w USA to bardzo poważna sprawa.
Szef rosyjskiej dyplomacji mówił po spotkaniu, że jego kraj - wraz z USA - jest gotów do większego zaangażowania się w sprawy dotyczące Korei Północnej, Syrii, Ukrainy i innych palących kwestii. Powiedział też, że USA i Rosja porozumiały się w sprawie wznowienia kontaktów dyplomatycznych wysokiego szczebla oraz że wysłannik USA ds. Ukrainy Kurt Volker pojedzie na rozmowy do Moskwy.
W środę prezydent USA Donald Trump podpisał ustawę o zaostrzeniu sankcji wobec Rosji, Iranu i Korei Płn. Dotyczą one m.in. członków rządu Rosji, co jest reakcją na próby wpłynięcia na wynik zeszłorocznych wyborów prezydenckich w USA, jednak ustawa w niewielkim stopniu rozszerza zakres restrykcji gospodarczych.
W reakcji Kreml poinformował, że odpowiedź rosyjskich władz na sankcje nastąpiła już wcześniej, wraz z ograniczeniem o 755 osób personelu amerykańskich placówek dyplomatycznych w Rosji. Jak wskazuje agencja AP, decyzja Kremla wywołała zamieszanie, gdy okazało się, że w amerykańskich placówkach dyplomatycznych w Rosji najprawdopodobniej nie pracuje aż tylu Amerykanów, a większość pracowników stanowią obywatele rosyjscy.
(ph)