W nalocie sił Sojuszu Pólnoatlantyckiego na uprowadzony konwój z paliwem zginęło 90 osób, w większości talibów - podały władze afgańskiej prowincji Kunduz. Prawdopodobnie wśród zabitych jest jeden z głównych dowódców talibskich w regionie oraz czterech bojowników pochodzących z Czeczenii.
Rzecznik NATO w Kabulu Jon Stock potwierdził, że samoloty sojuszu dokonały nalotu. Nie chciał komentować informacji, że to atak wojsk Sojuszu spowodował ofiary.
Do ataku doszło po tym, jak talibowie uprowadzili dwie cysterny z benzyną dla wojsk NATO. Dowództwo armii niemieckiej twierdzi, że wśród ofiar nie ma cywilów. Natomiast według afgańskiej policji mogło ucierpieć nawet 40 postronnych osób.
Kiedy porywacze przeprawiali się przez rzekę Kunduz, jeden z pojazdów utknął w bagnie. Internetowy portal BBC podaje, że talibowie pozwolili mieszkańcom okolicznej wioski opróżnić cysternę, więc ci przybiegli na miejsce z pojemnikami. Wtedy właśnie doszło do bombardowania. Zginęli wszyscy ludzie, którzy znajdowali się w strefie wybuchu.
W prowincji Kunduz stacjonuje niemiecki kontyngent sił ISAF. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy Bundeswehra wraz z siłami afgańskimi prowadziła tam wielką akcję. Jej celem była likwidacja kryjówek talibów, którzy stają się coraz aktywniejsi na względnie spokojnej dotychczas północy Afganistanu.