W belgijskiej dzielnicy Molenbeek wyczuwalne jest napięcie. Gdy zbliżam się z mikrofonem do ulicy Delaunoy, gdzie policja przeprowadziła akcję, próbując ująć wroga publicznego numer jeden - Salaha Abdeslama, otacza mnie grupa nastolatków. Pokrzykują po francusku i arabsku. Zaczepnie pytają, który z domów będzie jutro przeszukiwany, czy mam jakieś dowody, czy napiszę, że są terrorystami... Wybawia mnie 30-letni mężczyzna, który ich stanowczo odsuwa: "Zamknijcie się. W ten sposób potwierdzacie tylko złą opinię o nas" - mówi do chłopaków, którzy rzeczywiście milkną, ale będą teraz przysłuchiwać się naszej rozmowie.
I tak będzie prawie za każdym razem: gdy rozmawiam z kimś na ulicy, zaraz spod ziemi zjawa się ktoś inny, kto zaczyna się przysłuchiwać, komentować. Przez cały czas mam wrażenie pewnego rodzaju społecznej kontroli. Dzielnica mobilizuje się, by bronić swojego dobrego (?) imienia. Mężczyzna, który uciszył chłopaków, przedstawia się jako animator z pobliskiego centrum młodzieżowego.
Molenbeek, to nie jest siedlisko terrorystów, tu mieszkają zwykli ludzie: inżynierowie, nauczyciele, robotnicy
Znam tu wszystkich młodych - mówi - proszę się nie dziwić, oni są rozdrażnieni, bo tak jak pani przeżywają to, co się stało w Paryżu, tylko ich wytyka się palcami. Dlatego apeluję, proszę: przestańcie stygmatyzować Molenbeek, to nie jest siedlisko terrorystów, tu mieszkają zwykli ludzie: inżynierowie, nauczyciele, robotnicy - tłumaczy.
Gdy pytam, dlaczego jednak ta dzielnica pojawia się w związku z każdym dokonanym (lub nawet udaremnionym) zamachem terrorystycznym, ma gotową odpowiedź. Za mało pracuje się z młodymi, winni są politycy, jedni z powodu tego, że są zbyt represyjni, inni bo zbyt elastyczni - tłumaczy. Wyrzuca z siebie wszystkie żale na gminę. Porusza między innymi kwestię pieniędzy, które - wg niego - zamiast na centrum dla młodzieży, nie wiadomo, gdzie się ulotniły.
Do dyskusji dołącza kobieta, która w przeciwieństwie do innych pań, które stoją milcząco z boku, nie ma na głowie chusty. Wszystkiemu jest winien dawny burmistrz, Philip Mauroux. To wszystko przez niego, on na to pozwolił - mówi. Trudno powiedzieć, czy jest to jej własne przemyślenie, czy słyszała jedną z licznych obecnie debat na temat Molenbeek, podczas których właśnie byłego burmistrza wskazuje się jako winnego. Mauroux to starej daty socjalista, który sprawował swój urząd burmistrza przez 20 lat. Rządził tutaj jak w udzielnym księstwie, przymykał oczy na rodzący się radykalizm islamski, układał się z lokalnymi imamami, zatrudniał w gminie swoich islamskich popleczników. A wszystko dlatego, że imigranci byli jego potencjalnymi wyborcami, dla zdobycia ich głosów chciał się im przypodobać.
Dopiero, gdy udaje mi się wyrwać z otaczającego mnie kręgu chętnych do rozmowy i odejdę kilka ulic dalej, mogę na osobności porozmawiać z kobietą (także bez chusty), która pośpiesznie mówi: Terroryści? Radykałowie islamscy? To jest tak, jak z mafią: wszyscy o tym wiedzą, ale nikt nie chce mówić. Przyznaje też, że także ona się boi i czym prędzej chowa w bramie domu.
Terroryści? Radykałowie islamscy? To jest tak, jak z mafią: wszyscy o tym wiedzą, ale nikt nie chce mówić.
Tymczasem policja likwiduje zasieki i można wejść przynajmniej na część ulicy Delaunoy. Do jednego z domów zamierza wejść czarnoskóry mężczyzna z maleńkim dzieckiem w nosidełku. Mieszka na tej samej ulicy co rodzina Abdeslam, z której dwóch synów brało udział w zamachach w Paryżu. Nie, nie znałem ich, do tej pory uważałem, że to dosyć spokojna ulica. W Molenbeek są oczywiście problemy, czasami słyszymy tu rzeczy, które mogą niepokoić, rzeczywiście trochę się teraz boję, zwłaszcza o dzieci - mówi. Gdy rozmawiamy, stojąc na chodniku, przejeżdżające auto zwalnia, z otwartego okna samochodu rozlega się krzyk mężczyzny arabskiego wyglądu: Nie wszyscy są tutaj źli, nie jesteśmy terrorystami, niech pani sobie to zapamięta!. Mężczyzna, z którym rozmawiam, kontynuuje: To straszne, co tamci w Paryżu zrobili w imię islamu. Sam jestem muzułmaninem i uważam, że islam jest tolerancyjną religią, otwartą na ludzi. Islam nie ma nic z tym wspólnego. Nie można mieszać islamu z terroryzmem.
Nie można mieszać islamu z terroryzmem
Pozytywnie o mieszkańcach Molenbeek mówi mi pielęgniarka, która na rowerze odwiedza chorych. Większość mieszkańców to ludzie starsi, dzieci. Bardzo dużo tutaj jest dzieci - wyjaśnia. Gdy jednak pokazuję jej na młodych mężczyzn podpierających mury kamienicy, którzy tak stoją od kilku godzin, a więc z pewnością nie byli w żadnej pracy - pielęgniarka dodaje z uśmiechem: To ludzie trochę pogubieni, którzy nie znajdują w naszym społeczeństwie miejsca dla siebie. To właśnie oni są narażeni na propagandę islamskich radykałów, którzy im dają nadzieję na samorealizację. A ponadto - dodaje - przyczyną tego wszystkiego, jest po prostu bieda.
(abs)